Rozdawano wiele ulotek rozrywanych dosłownie przez ludzi. Nawet te, które upadły w błoto, były natychmiast podnoszone i starannie wycierane. Nigdy nie widziałem takiego pragnienia zdobycia kawałka zadrukowanego papieru. Wokół mnie stało wielu młodych chłopaków, w samych tylko koszulach. Dowiedziałem się, że są to uczniowie jednego z gdańskich techników, którym zamknięto szatnię na klucz.
Przemówienie D[ariusza] Kobzdeja przerywane było oklaskami i skandowaniem: „Żądamy wolności dla Andrzeja Czumy i innych”, „Precz z komunizmem”, „Wolność dla Czechów”, „Niech żyje niepodległa Polska”. [...] Pod koniec dotarł pod stocznię Lech Wałęsa. Przywieziono go w zaplombowanym kontenerze, gdyż Służba Bezpieczeństwa urządziła na niego obławę. Przywitano go entuzjastycznie.
Gdańsk, 18 grudnia
„Bratniak” nr 20, 1979, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W przyszłym roku będziemy obchodzić 10. rocznicę tej tragedii — musimy postawić pomnik. Jeżeli do tego czasu nie powstanie, proszę wszystkich, by każdy na przyszłą rocznicę przyniósł ze sobą kamień. Jeśli wszyscy przyniosą po jednym, to na pewno zbudujemy pomnik. (aplauz tłumu — oklaski) Będzie to pomnik niezwykły, ale i sytuacja była niezwykła. [...]
Z tego miejsca pragnę powiadomić władzę, że tak [...] bezkarne aresztowania, jak były w tym roku, były to ostatnie aresztowania. (okrzyki: „niech żyje, niech żyją”) W przeciwnym razie pójdziemy i więzienia otworzymy. Jeśli w przyszłym roku mnie tu nie będzie — nazywam się Lech Wałęsa — przyjdźcie po mnie, a jeśli ja będę, a kogoś z was nie będzie, ja pójdę po was. (aplauz — oklaski)
Gdańsk, 18 grudnia
Andrzej Friszke, Narodziny Wałęsy, „Gazeta Wyborcza” nr 284, z 5 grudnia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wywołałem na podwórze całą trójkę [Bogdana Felskiego, Ludwika Prądzyńskiego, Jerzego Borowczaka] i Wałęsę. Wówczas Lech Wałęsa dowiedział się o strajku i o tym, że także ma wejść na teren Stoczni. Datę strajku znało więc tylko pięć osób – ci, którzy mieli go zainicjować. Strajk z założenia jednodniowy. Może uda się pociągnąć jeszcze dzień czy dwa. Jak się rozpocznie, to już będzie sukces. A jak się zakończy realizacją postulatów, będzie wspaniale.
Gdańsk, 10 sierpnia
Major Bąbel miał rację. Z Bogdanem Borusewiczem rozmawiają P. Głuchowski, M. Sterlingow i M. Wąs, „Gazeta Wyborcza” nr 31, 7 luty 2005.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję [...]. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia [...], teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
Gdańsk, 19 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Na strajk zajechałem tramwajem. [...] Usłyszałem syreny jeszcze w domu, wiedziałem, że tam się zaczęło. Nie mogłem wyjść wcześniej, trzeba było uporządkować dom. Danuta w pierwszych dniach po porodzie nie czuła się zbyt mocno, to nasze szóste, dziewczynka, nie dawało jej spokoju. Przy drugiej bramie już się kotłowało, ale straż uważnie sprawdzała przepustki, a ja od lat nie miałem wstępu na stocznię. Skręciłem na prawo, w stronę pierwszej bramy i tam, między dwiema bramami, koło szkoły, jest gdzieś z boku taka mała uliczka, tam zaszedłem i przeskoczyłem przez mur.
Gdańsk, 14 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Przypominamy, że to jest strajk okupacyjny. Do godziny 16.00, jeśli nie będą załatwione te sprawy, wtedy zorganizujemy się, to znaczy powołamy straże robotnicze, zabezpieczymy żywność, ewentualnie coś do spania, zawiadomimy rodziny. I dlatego prosimy, aby nikt się nie rozchodził, o 16.00 będą konkretne sprawy: albo załatwione i idziemy do domu, albo siedzimy do skutku. [...]
Chcemy mieć związki zawodowe wybrane z sali. Ludzi odpowiednich, którzy rzeczywiście będą starać się bronić interesu nas wszystkich i będą o nas po prostu walczyć.
Gdańsk, 14 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. A. Drzycimski, T. Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
16 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Panowała ogólna radość, galimatias, Wałęsa przy mikrofonie. Dyrektor mówi: „Kończymy strajk”, a Lechu na to: „Tak, kończymy”. Poszło to od razu na cały zakład i dyrektor zaraz po tym zamknął radiowęzeł. Wszyscy wstali od stołu i wtedy wpadła na salę pani Henryka Krzywonos z MPK i skoczyła do Lecha z krzykiem: „Sprzedaliście nas! Teraz wszystkie małe zakłady jak pluskwy wyduszą!”. Wałęsa pyta, co robić. Mówię, że nie wiem, że to chyba koniec. Ręce mi już opadły. Więc Wałęsa ponownie chwycił mikrofon: „Kontynuujemy strajk solidarnościowy...”. Lecz radiowęzeł był już wyłączony. Wtedy kobiety — Ewa Ossowska, Alina Pienkowska i pani Ania [Walentynowicz] — pobiegły do bram, żeby zawracać ludzi do stoczni.
Gdańsk, 16 sierpnia
Potrzebna jest wytrwałość. Wywiad z B. Borusewiczem, „Przegląd Polityczny”, 1987, nr 9, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agniesza Dębska, Warszawa 2005.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
Gdańsk, 16 sierpnia
Sierpień ‘80 we wspomnieniach, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dyrektor dąży do zakończenia strajku. [...] Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na 1500 złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj! Przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie.
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej, legendą Sierpnia ‘80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza”, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Trafiłem na kryzys. Pytam, gdzie Lech. Negocjuje z dyrekcją. A co się dzieje? Chcą kończyć strajk. Wchodzę na rozmowy, siadam koło Wałęsy. No i widzę, że sytuacja jest rzeczywiście niedobra. Strajk się niesamowicie rozwinął, dołączyła gdyńska Stocznia Komuny Paryskiej, stanęła komunikacja miejska w Gdańsku. Fala strajkowa rozszerza się. A Stocznia Gdańska kończy. Widzę, że część negocjatorów to nasi ludzie z komitetu strajkowego, ale widzę też wielu, których nie znam. Część z nich wyraźnie trzyma stronę dyrekcji. Okazało się, że dyrekcja wystąpiła z propozycją, żeby komitet poszerzyć o przedstawicieli wydziałów. Zadbała, aby w tej grupie znaleźli się ludzie jej sprzyjający. My nie mieliśmy dostępu do wszystkich wydziałów. Lech się zgodził i znalazł się w mniejszości. Dyrektor dąży do zakończenia strajku: Demokracja, głosujcie, wszystkie postulaty uwzględnione, załatwione. Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na tysiąc pięćset złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj, przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie. Nie da rady przeciągać…
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
W końcowej części uroczystości zabrał głos Lech Wałęsa, uniesiony do góry przez kilku stoczniowców, i oznajmił, że strajk będzie kontynuowany do czasu, kiedy nie zostaną spełnione postulaty mniejszych zakładów pracy. [...] Nadmienił, że wszedł pierwszy i wyjdzie ostatni. Zebrany tłum odśpiewał mu Sto lat.
Gdańsk, 17 sierpnia
Meldunek w zbiorach Archiwum Urzędu Ochrony Państwa, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Dni Solidarności, „Karta” nr 30, 2000.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję i podjąć wiążącą decyzję. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia w stylu „my im dołożymy”, teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
19 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Oficjalnie oświadczam, że jak władza nie przestanie aresztować działaczy KOR-u i innych organizacji społeczno-politycznych, nie będzie negocjacji żadnych. Czarowali, czarują i czarować w dalszym ciągu chcą! Czekamy ponad tydzień na nich. [...] Nie może być żadnych aresztowań i zatrzymywań ludzi, którzy nie kierują nami, bo kierujemy się sami, ale pomagają nam i pomagali przedtem. Przetarli niektórym oczy — o historii i o tym, co nam się właściwie należy. [...] Apeluję do władz: ja chcę ich tu widzieć!
Gdańsk, 22 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Spytałem się konkretnie, co mają nam do zaproponowania [Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki], bo my naprawdę potrzebujemy pomocy. A Geremek na to: „My jesteśmy intelektualiści. My się do tego nie nadajemy, my możemy występować w roli doradców, ekspertów”. I to była myśl! Brakujące ogniwo znalazło się samo. [...] Nie było czasu na zbieranie referencji o naszych ekspertach. Na pytanie: „Jak długo tu z nami będziecie?”, Mazowiecki odpowiedział: „Do końca”.
Przyjechali w samą porę. Te 21 postulatów było świetnych, ale w negocjacjach, a potem w praktyce mogły z nich zostać strzępy. [...] Powstawał pomost i było to też na rękę władzy. Ona się chyba, i słusznie, bała radykalizmu sformułowań zdenerwowanych, prostych ludzi.
Gdańsk, 22 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Zbliżam się od strony sali BHP wąskim szpalerem wśród tłumu stoczniowców, z dyrektorem Gniechem i kilkoma członkami MKS-u. Z autokaru wysiada Jagielski. Blada, ściągnięta twarz, pod pachą ciemna aktówka, za nim Fiszbach i reszta. Podchodzę, wyciągam rękę, witam w Stoczni. Jestem odprężony, uśmiechnięty. „Leszek, Leszek!” — skanduje tłum jak jeden mąż. Ma się w tym wyrazić wotum zaufania, przyznane nam przez strajkujących, przyjezdni mają widzieć, jak daleko idące jest pełnomocnictwo. Las ludzi, las podniesionych rąk z zaciśniętymi pięściami.
Gdańsk, 23 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Telefony są nieczynne. [...] Czy mogę się dowiedzieć, dlaczego jest blokada?
Lech Bądkowski, pisarz, członek Prezydium MKS:
Pan wojewoda oświadczył, o ile dobrze pamiętam, że od godziny 11.30 jest już połączenie ze Szczecinem. Natomiast odnośnie naszego postulatu przywrócenia łączności telekomunikacyjnej z Warszawą...
Zbigniew Zieliński, członek Komisji Rządowej:
Otóż nad Warszawą... w ciągu ubiegłej nocy przeszła potężna trąba, która punktowo zniszczyła duże obszary miasta.
Ja byłem przy tym. [...]
Alina Pienkowska, członek Prezydium MKS:
Chciałam podać informację, że telefony z Warszawą zostały zablokowane w piątek tydzień temu. Nie było mowy o żadnej wichurze wtedy. [...]
Mieczysław Jagielski:
Panie przewodniczący, szanowni zebrani. Z natury rzeczy w skrócie starałem się możliwie zreferować punkt widzenia na poszczególne sprawy, które zostały postawione. [...] Ja chcę być też uczciwym człowiekiem i móc każdemu tutaj — i w Gdańsku, i poza Gdańskiem — otwarcie spojrzeć w oczy. [...] Jeślibym podjął zobowiązania, które byłyby nierealne, oznaczałoby to po prostu, że postępuję nieuczciwie.
Lech Wałęsa:
My podpowiemy. Jedno rozwiązanie jest na pewno to, co my proponujemy: wolne związki zawodowe, silne i prężne, tak jak sobie świat pracy życzy. To nie jest polityczna sprawa. To jest rzeczywiście przeciwwaga i kontrola. Będziemy się kontrolować sami, będziemy sami widzieć błędy, proponować rozwiązania, a nigdy nie środkami takimi, jak to jest teraz robione, przez utrudnianie ludziom, którzy chcą coś powiedzieć, coś zrobić, przez aresztowania, zatrzymywania i powiększanie aparatu władzy, znaczy milicji. Bo jeśli będziemy wszyscy w porządku, jeśli władza, rząd będzie w porządku, nie będzie musiała się obstawiać tak bardzo milicją i SB.
Gdańsk, 23 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Chcemy wolnych, niezależnych i naprawdę samorządnych związków. W kraju jest trudna i kryzysowa sytuacja gospodarcza. Wynikła ona stąd, że świat pracy nie miał prawdziwej, własnej reprezentacji związkowej. [...]
Mieczysław Jagielski:
[...] Sprawa ta została podjęta na ostatnim Plenum KC naszej partii. [...] Powiedziano, że ważnym i pilnym zadaniem jest odnowa działalności związków zawodowych. [...] Konieczne jest podjęcie kroków, które otworzyłyby drogę do radykalnej poprawy sytuacji i pozwoliły ruchowi zawodowemu umocnić jego klasowy charakter i odzyskać pozycję w masach. [...]
Lech Sobieszek (członek Prezydium MKS):
[...] Uważam — nie chciałbym nikogo ośmieszać — ale po prostu uważam, że zaszło jakieś nieporozumienie. Po prostu my żądamy wolnych związków zawodowych, a pan premier [obstaje] przy swoich warunkach modernizacji starych. Nam nie o to chodzi.
Gdańsk, 26 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Andrzej Gwiazda:
Panie premierze i wysoka Komisjo! U nas podobno nie ma więźniów politycznych. Ale czy możemy mieć pełne zaufanie do naszego wymiaru sprawiedliwości w takiej sprawie? Mamy zagwarantowane bezpieczeństwo za akcję strajkową, że uczestnicy i współpracownicy strajku, ludzie wspomagający strajk nie będą prześladowani, nie będą represjonowani. Ale czy możemy być pewni, że nie znajdą się fałszywi świadkowie i nie okaże się, że cały MKS to banda kryminalistów? To budzi nasze poważne zaniepokojenie. [oklaski]
Żyjemy w kraju, w którym jedność narodu jest wymuszona pałką policyjną.
Mieczysław Jagielski:
Proszę pana, to są bardzo dalekie sformułowania.
Andrzej Gwiazda:
Dalekie i może demagogiczne. Niemniej zatrzymywania na 48 godzin, jeśli ktoś ma inne poglądy od oficjalnych,
są rzeczą nagminną.
[...] Jest w społeczeństwie strach. Strach przed represjami. [...] przed zabraniem głosu na naradzie produkcyjnej, na zebraniu związkowym, wystąpieniem ze śmielszym wnioskiem — jest strach. I to musimy zlikwidować. [...]
Mieczysław Jagielski:
Pan użył stwierdzenia, które, ja powiem panu, że mnie ubodło. No bo jak można powiedzieć: czy ja to mam gwarancję, że strajkujący tutaj i prezydium nie będą uznani za... nie chcę nawet powtórzyć, pan użył słowa „kryminalistów”. Ja panu powiem, że mnie to nawet osobiście ubodło. Przecież ja rozmawiam tu jak z uczciwymi, jak z najbardziej uczciwymi ludźmi. Jak to jest możliwe, żeby ktoś tak traktował działaczy tutaj zebranych?
Lech Wałęsa:
Panie premierze, kiedy ja mam dziesiątki już przykładów straszenia mnie, że jak tylko wyjdę, to będzie to i to. Ja i nie tylko ja.
Mieczysław Jagielski:
Proszę pana, to i mnie wtedy trzeba przepędzić...
Gdańsk, 28 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wałęsa mówi do delegatów. Jest propozycja wydania przez MKS oświadczenia, żeby zakłady w całym kraju solidaryzowały się z MKS-em, ale nie strajkowały za względu na duże straty gospodarcze. Wałęsę otacza rozgorączkowany tłum. Ludzie są zdecydowanie przeciwni takiemu oświadczeniu. Do dyskusji włączają się nawet operatorzy filmowi, fotoreporterzy i dziennikarze. Ludzie krzyczą: „Spreparują to w telewizji... Na nich tylko strajk... Tylko siłą walczyć... Strajkiem...”.
Gdańsk, 28 sierpnia
Tomasz Jastrun, Zapiski z błędnego koła, Przedświt, [Warszawa] 1983, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Mieczysław Jagielski:
[...] partia nasza chce na dzisiejszym Plenum KC wyraźnie sprecyzować pryncypialne stanowisko w kwestiach, nad którymi tu dzisiaj obradujemy. [...]
Czy nie byłoby celowe, żebyśmy odredagowali odpowiedni komunikat, który by zawarł myśl, że myśmy się w zasadzie dopracowali i że wobec tego stoimy na stanowisku, żeby... co leży nam na sercu jako najważniejsze: kończymy strajk i idziemy do roboty. My mamy tutaj odpowiedni komunikat przygotowany. Mogliby tu zostać przedstawiciele dla odredagowania go. Ja przyjechałbym wieczorem. [...] Będę chciał jak najwcześniej, no bo przecież ludzie też chcą wszyscy razem wypocząć, przecież to dziś sobota. [...]
Lech Wałęsa:
Panie premierze, naprawdę to już nie jest dużo pracy w tych najważniejszych punktach. Te inne polecą dość szybko. Dlatego też proponuję: tyle czekaliśmy, sobota jest, niedziela, jeszcze przepracujemy [...], jeśli to wszystko dobrze pójdzie, my chcemy rzeczywiście w poniedziałek iść do pracy, ale naprawdę musimy mieć czarno na białym.
Mieczysław Jagielski:
Będzie czarno na białym.
Lech Wałęsa:
Ale to będzie, a my chcemy mieć. [śmiechy, oklaski]
[...] I jeszcze jedną mam propozycję. Prosiłbym, żeby ktoś wpłynął, żeby zaprzestać aresztowań. Przede wszystkim w Warszawie jest masę aresztowań ludzi — mówmy prosto — z KOR-u [oklaski], ale ci ludzie nie są nic winni. Oni nam pomagali, ale nie byli z nami. Nic nie zrobili. [...] My mamy listę, możemy dostarczyć. [...] Naprawdę chcemy, żeby pan premier wrócił. Z tym, że te wnioski o aresztowaniu... niech pan premier tam poruszy, żeby tego nie było.
Gdańsk, 30 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Panie Premierze! Cieszymy się, że nasze rozmowy, trudne na początku, przebiegały później w duchu coraz lepszego zrozumienia, poszukiwania najlepszego wyjścia z tej trudnej sytuacji w kraju. Mogę z zadowoleniem powiedzieć, że nasz spór zakończyliśmy bez użycia siły, drogą rozmów i przekonywań. Pokazaliśmy, że Polacy jak chcą, mogą ze sobą zawsze się porozumieć. Jest to więc sukces obu stron. Będziemy o tym pamiętali. Liczymy, że to, co zostało podpisane, będzie dokładnie i w pełni przestrzegane. Jestem pewny, że to jest dobre dla kraju. [...]
Wszyscy pracujący mają zagwarantowane prawo do dobrowolnego zrzeszania się w związki zawodowe. A więc prawo do niezależnych, samorządnych związków. A teraz z taką samą solidarnością i rozwagą jak strajkowaliśmy, pójdziemy do pracy. Od jutra rozpoczyna się życie naszych nowych związków zawodowych. Dbajmy o to, aby pozostały one zawsze niezależne i zawsze samorządne, pracujące dla nas wszystkich, dla dobra kraju, dla Polski.
Ogłaszam strajk za zakończony.
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk, Sierpień ‘80. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990.
Mieczysław Jagielski:
Pragnę oświadczyć, że władze prokuratorskie podejmą decyzję o zwolnieniu osób zatrzymanych do ich dyspozycji i znajdujących się na liście wręczonej mi przez MKS w terminie od godziny 12.00 dnia jutrzejszego, to jest 1 września 1980 roku. [...]
Lech Wałęsa:
Jeszcze raz chciałem podziękować panu premierowi i wszystkim siłom, które nie pozwoliły na jakieś siłowe załatwienie sprawy, że rzeczywiście dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem. Bez użycia siły. [...] Kochani! Wracamy do pracy 1 września. [...] Czy osiągnęliśmy wszystko, czego chcieliśmy, czego pragniemy, o czym marzymy? Zawsze mówię szczerze i otwarcie to, co myślę. I teraz powiem szczerze — nie wszystko, ale wszyscy wiemy, że uzyskaliśmy bardzo wiele. Ufaliście mi cały czas, a więc wierzcie w to, co powiem: uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji mogliśmy uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne, samorządne związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość. [...] Ogłaszam strajk za zakończony.
Mieczysław Jagielski:
Staraliśmy się przez cały czas naszych wspólnych prac zrozumieć intencje, które wami powodują. [...] Rozmawialiśmy tak, jak Polacy powinni ze sobą rozmawiać. Jak rozmawia Polak z Polakiem. [...] Nie ma przegranych ani wygranych. Nie ma pokonanych ani nie ma zwyciężonych. [...] Powiem: dogadaliśmy się!
Gdańsk, 31 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W telewizji, która do ostatniej chwili mówiła o nieodpowiedzialnych ekstremistach, zobaczyliśmy nieznanego dotychczas Polakom — Lecha Wałęsę. Z różańcem na szyi i Matką Boską w klapie marynarki; uosabiał to, co w naszym narodzie najwartościowsze. Siedział przy stole obok doradców rodzącego się Związku NSZZ „Solidarność”. Po raz pierwszy miliony ludzi przy telewizorach zobaczyły transparent z tym nietypowym liternictwem. Naprzeciwko siedzieli przedstawiciele rządu z ministrem Jagielskim na czele. Podpisywano porozumienie. Lech Wałęsa dziękował władzom, że nie doszło do siłowych rozwiązań, że zwyciężył rozsądek i „dogadaliśmy się jak Polak z Polakiem”. Potem były łzy i oklaski milionów przy telewizorach i zmęczonych walką strajkową stoczniowców. Nareszcie nasz własny, wolny, niezależny związek zawodowy „Solidarność”; musimy go bronić. A teraz do pracy, musimy nadrobić zaległości, powiedział na zakończenie Lechu, niesiony na rękach kolegów stoczniowców.
Moment podpisania porozumienia witałem dosłownie na kolanach, z nieukrywanymi łzami. Powiedziałem wówczas do rodziny zgromadzonej w domu i przyjaciela, że jest to pierwszy krok na drodze do odzyskania niepodległości; to pęknięcie w całym systemie komunistycznym, które odtąd będzie się powiększało. Musimy być jednak solidarni rzeczywiście. Moje serce tak odczytało tę chwilę. Duch Święty odnowił serca Polaków, odnowił te ziemie. Ludzie upomnieli się o swoje prawa z całą mocą.
31 sierpnia
Wiesław Gralewicz, wspomnienia w zbiorach Ośrodka KARTA.
Po powrocie do domu spotkałem Teresę Kuczyńską. Dowiedziałem się, że jej brat Maciek też zakłada NSZZ. Dziś nikt nic innego nie robi.
Bronek Geremek powiedział, że Wałęsa po wizycie u Prymasa przywrócił nam, grupie ekspertów strajkowych, rolę jedynego zespołu ekspertów MKZ, odsuwając Jacka Kuronia, który nadal energicznie walczy o wpływ, opierając się na części gdańskiego Prezydium. Jest to już wyraźna frakcja. Znalazłem się w kłopotliwej sytuacji. Przecież Jacek i KOR to nie są moi przeciwnicy, lecz przyjaciele, a teraz faktycznie nie jestem z nimi. Rozwój wypadków popchnął mnie i Tadeusza Kowalika — co ze względu na jego lewicowość jeszcze bardziej zaskakuje — ku KIK-owi i współpracy z Tadeuszem Mazowieckim. Uważamy, że oni zajmują dziś stanowisko bardziej realistyczne.
Gdańsk, 10 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
[Wałęsa], który ucinał wypowiedzi na rzecz zjednoczenia, w pewnym momencie odebrał mi mikrofon i powiedział zdecydowanym głosem: „Rozumiem, że tak trzeba zrobić, tylko musimy dbać, by ciało centralne, ta Komisja Porozumiewawcza, nie narzucała swojej woli, bo wszystko musi wychodzić od dołu, ale w zasadzie tak”. Czyli dokonał wolty. Przyłączył się do większości. I dalej za ciosem: „Wobec tego wybieramy po jednym przedstawicielu z każdego MKZ [Międzyzakładowy Komitet Założycielski]”.
Gdańsk, 17 września
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
[W Klubie Inteligencji Katolickiej] trafiłem na naradę Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. „Bramkarz” ze Stoczni nie chciał mnie wpuścić, ale Wielowieyski powiedział, że jestem ekspertem z Gdańska, i wszedłem.
Obecni byli Wałęsa, Gwiazda, Lis, Świtoń i inni. Przyjęto rezolucję protestującą przeciw spreparowaniu wywiadu z Kuroniem i Marylą Płońską (współpracownicą gdańskiego MKZ), który nadano dzień wcześniej w telewizji. Wywiad prezentował niejaki Mokrzycki. Z wywiadu wynikało, że Kuroń nawołuje do palenia komitetów partyjnych i wieszania komunistów. Zupełny absurd. Kto jak kto, ale Jacek z takimi propozycjami? To jest z gruntu dobry człowiek, choć bywa opryskliwy, bo nie umie udawać i ukrywać tego, co czuje. Taka manipulacja jest oburzająca i niepokojąca. Świadczy, że w partii, we władzy żaden przełom nie nastąpił, skoro ciągle stać ich na takie szalbierstwa. [...]
Przyjęto też rezolucję przeciw utworzeniu bez porozumienia z NSZZ Komisji ds. Ustawy o Związkach Zawodowych, do której bez zapytania i zgody powołano Wałęsę, Gwiazdę i innych. W Komisji przedstawiciele NSZZ znaleźli się na straconej pozycji, w mniejszości i w otoczeniu licznych „lisów” ze strony rządowej.
Potem, po przybyciu Mazowieckiego (w świątecznym garniturze) z dokumentami rejestracyjnymi, członkowie KKP je podpisywali. Wreszcie ruszyli autokarem z transparentem „Niezależne Samorządne Związki Zawodowe”, by złożyć dokumenty w sądzie. Przed sądem tłum, około 2 tysięcy osób. Autokar powitano rzęsistymi oklaskami, a Wałęsę wiwatami: „Leszek”, „Sto lat”, „Niech żyje”. Potem odśpiewano hymn, a Lecha wniesiono na górę na rękach.
24 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
Gdy 19 października Lech przyjechał do Nowego Targu, na lodowisku był nadkomplet ludzi. Spotkanie z Wałęsą to było coś, co stawiało człowieka na nogi. Było w tym coś niesamowitego, kiedy pełna hala zaśpiewała „Jeszcze Polska nie zginęła...”. Taki dreszcz po człowieku przeszedł, widać było tę moc. Wałęsa mówił, że ten system musimy naprawić, że tak nie może być. Wręczałem mu ciupagę, Rózia Bigos — obraz Matki Boskiej Ludźmierskiej, a Kazek Piszczek nałożył mu na głowę kapelusz góralski. To spotkanie dodawało ducha, każdy wychodził z przekonaniem, że to, co robi przy zakładaniu „Solidarności”, robi słusznie, że ma mocne oparcie.
Nowy Targ, 19 października
N. Dąbek, M. Guzy, B. Kwak, J. Sojka, Wolność i prawda. NSZZ „Solidarność” Nowy Targ i NSZZ RI „Solidarność” Podhala, Spisza i Orawy w latach 1980–1981 we wspomnieniach założycieli, Kraków [2003], [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wałęsa na stadionie „Hutnika”. Żąda zarejestrowania „Solidarności” i zwraca się z apelem, by przez wzgląd na sytuację gospodarczą kraju do strajków uciekać się tylko w ostateczności. „Nie mamy innych środków działania, jak bojkot prasy oficjalnej. Nie kupujmy więcej gazet! Przestańmy płacić opłaty za radio i telewizję!” Zebrani przekazują na trybunę tysiące karteczek z pytaniami. Odpowiedzi na większość z nich zostaną opublikowane w biuletynie „Solidarności”. Hutnicy z Krakowa oświadczyli: „Wierzymy, że socjalizm jest systemem sprawiedliwości społecznej, ale tylko ten socjalizm, jakiego my chcemy”.
Kraków, 18 października 1980
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Niedziela. Wpół do siódmej rano. Zimno i plucha. Wałęsa ze swoimi towarzyszami bierze udział w mszy świętej w katedrze na Wawelu. Ksiądz [Józef] Tischner rozprawia o słowie „solidarność”. Przy wyjściu z kaplicy tłum krzyczy i wiwatuje. Tworzy się wielki orszak, który podąża Grodzką do Rynku. Ludzie stoją w oknach, na balkonach, na murach. Wałęsa, niesiony triumfalnie, w rękach bukiet, w klapie marynarki wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej.
Kraków, 19 października
Adrien le Bihan. Gniewne drzewo. Dziennik krakowski 1976–1986, Kraków 1995.
Wokół budynków sądu zgromadziły się tysiące ludzi. Do środka wpuszczono tylko członków KKP i pełnomocników. [...] Gdy [Sąd] ogłosił postanowienie o zarejestrowaniu Związku, zapanował entuzjazm.
Po twarzy sekretarki sądu leciały łzy, gdy z ulicy dobiegły potężne okrzyki: „Niech żyje Sąd Najwyższy!”. Przewodniczący składu sędzia Witold Formański na zakończenie uzasadnienia wyraził przekonanie, że jest to chwila historyczna i dlatego podejmującej działalność zalegalizowanej „Solidarności” pragnie złożyć najlepsze życzenia zrealizowania swych zadań i zamierzeń. [...]
Z gmachu sądu Wałęsę wyniesiono na rękach. Powiedział kilka zdań o potrzebie porozumienia, po czym zaintonował „Boże, coś Polskę”, kończąc: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.
Warszawa, 10 listopada
Wiesław Chrzanowski, Pół wieku polityki czyli rzecz o obronie czynnej. Z Wiesławem Chrzanowskim rozmawiali Piotr Mierecki i Bogusław Kiernicki, Warszawa 1997, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Odsłonięcie pomnika Poległych Stoczniowców. Wielka manifestacja uciśnionego narodu. Trzy krzyże powiązane drutami. Na spękanej ziemi przed monumentem tablice z napisami: „Poległym w grudniu 1970 — społeczeństwo”, „Oddali życie, abyś Ty mógł żyć godnie. Cześć ich pamięci”. [...]
Na monumencie widnieją nazwiska 28 poległych stoczniowców.
O godzinie 17-tej biją wszystkie dzwony w Gdańsku i wyją syreny. Orkiestra gra Nie rzucim ziemi, wszyscy podniośle śpiewają. Tłumy. Ciemna, bolesna sceneria, rozjarzona gdzieniegdzie światłami. Orkiestra wykonuje Lacrimosa K. Pendereckiego, utwór skomponowany specjalnie na tę uroczystość. Wszyscy z biskupami na czele słuchają przejmującego śpiewu artystki na tle chóru.
Górnicy, stoczniowcy, spadochroniarze trzymają straż. Daniel Olbrychski czyta Psalm Dawidowy. „Prawi sercem będą widzieć oblicze Jego”. Apel Poległych — odpowiedź — „Jest wśród nas” — chór stoczniowców. Wstrząsające. „Uczcijmy pamięć poległych minutą ciszy”. Ciężki mrok, bolesny mrok.
Pomnik odsłaniają rodziny poległych. Przecięcie biało-czerwonej szarfy. Lech Wałęsa zapala znicz — symbol życia — i wśród oklasków zabiera głos.
„Po raz pierwszy używam kartek, gdyż jestem związany z tym pomnikiem i nie mógłbym mówić...”. [...] Dziękuje wszystkim za pracę i talent — że wznieśli ten wspaniały pomnik”.
„Wzywam do utrzymania ładu, prawa, godności. Do roztropności i rozwagi. Do zachowania czujności i bezpieczeństwa i zachowania suwerenności naszej ojczyzny”. „Aby w Polsce zwyciężyły wolność, miłość i solidarność”.
Nie jest mówcą, widać, że to prosty człek, lecz dużej miary.
Pomnik jest wspaniały, jak maszty wysoki, z blach mocnych chyba, z betonu, ze stali, wokół moc sztandarów i tłumy, tłumy... Składanie wieńców przez rodziny poległych, władze i NSZZ „Solidarność” przy dźwiękach żałobnych.
Była to piękna, choć bolesna uroczystość, były to historyczne chwile, wyraz mocy dobra, i może nadziei, i może sprawiedliwości...
Gdańsk–Warszawa, 16 grudnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
W Jeleniej Górze strajk, rozmowy prowadzili [Andrzej] Wielowieyski i [Władysław] Siła-Nowicki. Przyjeżdżamy do „Gencjany” [...]. Strajk jest o to, że jest tu budynek należący chyba do MSW, a ludzie nie mają ośrodków wypoczynkowych i chcą go odebrać. Lech przyjechał i tłumaczy, że zabieranie teraz czegokolwiek milicji jest bzdurą. Powiedział to w małym gronie i dodał: „Skoro zaczęliście, to musimy z tego z twarzą wyjść i w tym sensie was tu oczywiście poprę, ale musicie wiedzieć, że to jest wielkie «g». No, a teraz zaczniemy rozmawiać”.
Jelenia Góra, 30 stycznia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Poważne zajścia w Bydgoszczy. Około dwudziestu związkowców z „Solidarności” zostało pobitych przez milicję w czasie sesji WRN [19 marca], podczas gdy chłopi z „Solidarności”wiejskiej okupowali inne pomieszczenia administracyjne. W całym kraju przygotowuje się strajk generalny. Jednocześnie na terenie Polski trwają manewry Sojuz 81. Data pobicia [...] została dobrze wybrana. Wałęsa próbuje uspokajać swoje szeregi, ale istnieje ryzyko, że sytuacja go przerośnie.
Kraków, 20 marca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Uważałem, że jeśli my natychmiast ogłosimy strajk [...], w Sejmie zapadną właściwe decyzje, które w przyszłości pozwolą nam na prowadzenie bardziej spokojnej działalności, jakiej do tej pory prowadzić nie mogliśmy. [...]
Myśmy przegłosowali takie właśnie postępowanie. Tu nastąpiło weto [Lecha] Wałęsy, który z trzaskiem, bo rzucając mandatem, wyszedł z sali obrad. Wtedy pojawiła się groźba poważnego, wewnętrznego konfliktu, nawet ewentualnego rozbicia Związku.
Bydgoszcz, 23-24 marca
Janina Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, Warszawa 2004, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dziś w godzinach 8-12 odbył się w całym kraju strajk ostrzegawczy, zorganizowany przez NSZZ „Solidarność”, obwieszczony przejmującymi, jakby wzywającymi pomsty syrenami. Robotnicy stanowią wielką siłę, sprawną i rzeczywiście solidarną, jakkolwiek sami mówią, że nie chcą już strajkować, że pragną, by uszanowano wreszcie ich prawa. A właściwie jakże minimalne są w zasadzie ich żądania! „Nie chcemy być bici!” — jak powiedział Lech Wałęsa. Mój Boże, do czego doszło, że w tzw. „raju socjalistycznym”, „sprawiedliwym ustroju” itd., trzeba upominać się o najprostsze, ludzkie prawa, wciąż deptane przez komunistycznych imperialistów!
Warszawa, 27 marca
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Mieczysław Rakowski:
Panowie, macie oświadczenie odwołujące strajk?
Marian Jurczyk:
My nie mamy prawa odwoływać, możemy tylko przesunąć.
Stanisław Ciosek:
Wstrzymujecie strajk? Do kiedy?
Andrzej Gwiazda:
Do czasu decyzji KKP.
Mieczysław Rakowski:
Skoro wy nie możecie odwołać strajku, tylko przełożyć, to my to podpiszemy, jak KKP zatwierdzi. Na razie tylko parafujemy.
Lech Wałęsa:
To jest jasne.
Warszawa, 30 marca
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przed URM-em w Warszawie tysiące ludzi. Czy będą strajkować? Delegacja „Solidarności” wychodzi z gmachu, trzymając ręce do góry z palcami ułożonymi w znak „V”. Udało się. Podpisali. Nie będzie strajku. Bliżej stojący podnoszą samochód z [Lechem] Wałęsą, ci, co dalej, padają sobie w ramiona. Wiwaty i łzy. Wielka narodowa ulga.
Warszawa, 30 marca
Jan E. Szewc, Mój wiek XX-sty. „Solidarność” (lata 1979–1984), Warszawa 1999, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przez cały dzień wczorajszy i noc napływały do Biura Informacyjnego uchwały i oświadczenia z poszczególnych MKZ-ów i zakładów pracy, adresowane do obradującej KKP. Świadczą one o głębokim podziale Związku, spowodowanym porozumieniem wynegocjowanym przez grupę roboczą KKP w rozmowach z przedstawicielami rządu. Wyrażając
wspólną wolę podporządkowania się dalszym decyzjom KKP i udzielając pełnego poparcia Lechowi Wałęsie, nadawcy zajęli skrajnie odmienne stanowiska w kwestii oceny osiągniętego porozumienia. Obok stwierdzeń „kolejny sukces”, określenia typu „klęska”, a nawet wezwania do rezygnacji przez działaczy naszego Związku z pełnionych przez nich funkcji. Regułą jest, że dużo bardziej zdecydowane stanowisko zajmowały załogi dużych zakładów przemysłowych.
Warszawa, 1 kwietnia
Krajowa Komisja Porozumiewawcza NZSS „Solidarność”. Posiedzenie w dniach 31 III – 1 IV 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1987, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jakże odległym wydaje się czas dzielący nasze wspólne rozdawanie ulotek od masowej, oficjalnej organizacji z etatami, funduszami, działaczami, którzy stale prowadzą negocjacje z Rządem... Jest to jednak oczywiste, że „Solidarność” realizuje cele i wartości WZZ-ów, jest historyczną szansą i nadzieją Polski — związkiem zawodowym, ale także ruchem rewolucji moralnej, który stał się fundamentem wszelkich społecznych przemian. [...] Wewnętrzna demokracja jest potrzebą naszego Związku. Antydemokratyczne otoczenie, zagrożenie zewnętrzne, ciągłe walki i napięcia — wszystko to powoduje, że w całym Związku, od góry do dołu, występują tendencje odchodzenia od zasad demokratycznych. Jeśli jednak Związek walczyć będzie metodami narzuconymi przez swoich przeciwników — musi przegrać.
9 kwietnia
„Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych AS” nr 11, z 6–12 kwietnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po mszy udajemy się pod sąd. Pochód idzie całą ulicą. Nad głowami powiewają chorągwie, sztandary, transparenty, hasła. Najmłodszy w naszym Regionie Bieszczadów, Maciej Faran, wywija nad głową chorągwią, jego pierś rozpiera wielka radość.
Na ulicach warszawiacy podchodzą do nas, częstują cukierkami, czekoladkami, dają male upominki. Przed sądem tłum rolników i warszawiaków, dziennikarzy, fotoreporterów. Polscy i zagraniczni filmowcy. [...] Wchodzę do gmachu sądu, na sali sami znajomi: Jan Antoł, Wiesław Kęcik, Wiesław Nowacki, Jan Kułaj, Lech Wałęsa, Piotr Baumgart. Sąd po raz czwarty rozpatrzył przewód sądowy, tym razem nie miał wątpliwości co do podstaw prawnych.
Ogłoszenie wyroku. Wszyscy śpiewają hymn i Rotę — na sali, przed gmachem sądu. Wpadamy sobie nawzajem radośnie w ramiona.
Warszawa, 12 maja „Solidarność”
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980-1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Marian Jurczyk:
Z wielką uwagą obserwowałem nadzwyczajny IX Zjazd [PZPR] [...]. Zmieniły się tylko osoby, [...] natomiast mechanizmy działania, metoda działania pozostała ta sama, co przez 35 lat. I uważam w związku z tym, że kurs polityki związkowej musi być twardy i zdecydowany.
Andrzej Gwiazda:
Uważam, że jest to chowanie głowy w piasek, jeśli uważa się, że ustępstwami da się władzę ułagodzić. Mamy 35 lat doświadczeń i jeszcze jeden rok na dokładkę. Ustępstwami nie unikniemy konfliktu, ustępstwami zbliżymy się do konfliktu zasadniczego.
Lech Wałęsa:
Kandydując na przewodniczącego, zdaję sobie sprawę z tego, że walka się naprawdę rozpoczęła. [...] niepokoi mnie, że nie doceniamy partnera. Za bardzo uwierzyliśmy w siebie, jednocześnie nie zauważamy metod, jakimi możemy być pokonani.
Jan Rulewski:
Krytycznie wypowiadam się o projekcie wszelkich działań związkowych i państwowych. Główny akcent kładą one na rekonstrukcję bądź obalenie struktur, na przemieszczenie władz. Natomiast podmiotem działania nie jest człowiek. Nie jest robotnik, ten realizator reformy gospodarczej.
Gdańsk, 1 października
„Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych AS” nr 41, z 29 września – 1 października 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wracając do zakładów pracy, pamiętajmy o solidarności, pamiętajmy, że ten program jest realny, chociaż czytając go i słuchając, można myśleć, że jest bardzo trudny. Wymaga tylko, moim zdaniem, jednej rzeczy. Wymaga, żebyśmy byli solidarni. Żebyśmy tak, jak tu już było zauważone, nie dali się ponieść grupkom, sektom i innym ugrupowaniom, które nas po prostu mogą rozłożyć. Jeszcze nas dziś nie stać jest na to, abyśmy mogli iść grupkami.
Dlatego proszę was, wracając do zakładów pracy, zapomnijmy o tym, że padały tu słowa różne, że nawet kłóciliśmy się. Cel jest jeden, idea jest jedna. Jeśli zapamiętamy tylko to jedno słowo, pójdziemy wspólnie do zwycięstwa i zwycięstwo naprawdę jest na miarę dziejów i naszych apetytów.
Gdańsk, 7 października
„Biuletyn Pism Związkowych i Zakładowych AS” nr 43, z 5–7 października 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Jan Łabęcki:
Trzeba rozważyć, jak „Solidarności” można dopomóc w rozbiciu jej — na wielką robotniczą i małą ekstremalną. W tym może pomóc Kościół. Powinniśmy poprzeć Wałęsę, a z takimi jak Bujak, Rulewski, Rozpłochowski w ogóle nie rozmawiać. Jeśli uda się rozwalić „Solidarność” na robotniczą i ekstremalną, to z robotniczą razem ze związkami branżowymi można będzie się dogadać, a ekstrema zostanie jawną opozycją, z którą Kościół nie będzie się wiązał.
Warszawa, 10 listopada
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Zbigniew Włodek, Londyn 1992.
Przez całą sobotę 12 grudnia, w czasie, gdy na sali trwała dyskusja, dochodziły do nas coraz bardziej alarmujące wieści. [...] od dziewczyn z obsługi technicznej dowiedziałem się, że przerwane jest połączenie telefoniczne. Chwilę wcześniej Olek Hall i Jacek Taylor mówili, że do domów działaczy opozycji przedsierpniowej przychodziła milicja. [...]
Poszedłem do Wałęsy. Wiedział nie mniej niż ja.
— Chyba musimy poinformować o tym wszystkich ludzi — zaproponowałem, czy może spytałem raczej.
— To chyba psychologiczne — powiedział Lech. — Nie ma co robić paniki. A i tak, gdyby to była prawda, to nic tu razem postanowić nie możemy.
Po sali przechadzał się Andrzej Gwiazda z odbiornikiem radiowym przy uchu. Łapał nadawany przez podsłuchy milicyjne przebieg naszych obrad. Fakt, nic tu nie możemy razem poradzić. Wydawało się, że wszyscy wszystko wiedzą i teraz już tylko godnie chcą wytrwać do końca.
Gdańsk, 12 grudnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po przegłosowaniu ostatniego wniosku na sali obrad rozpoczął się jakiś dziwny, niezrozumiały pośpiech przy wstawaniu od stołu obrad. Czuło się podświadomie jakąś groźbę [...]. Ostatnie słowa, jakie usłyszano od Lecha Wałęsy, to: „Nie spieszcie się tak. Telefony i teleksy są już odcięte”.
Gdańsk, 12 grudnia
Jan Małobęcki, Od staszowskiego działacza do członka KK NSZZ „Solidarność”. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Ziemi Staszowskiej” NSZZ „Solidarność” na tle wydarzeń 1980–1982, Sandomierz [2001], [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
O świcie wychodzimy na miasto. Na murach ogromne napisy i wymalowane plakaty, a na nich po angielsku i w języku hindu: „Sowieccy imperialiści ręce precz od Polski!!!”. Na wszystkich możliwych ścianach i na sznurach rozwieszonych między budynkami ogromne portrety Wałęsy z podpisem: „Człowiek Roku!”. Obok Jaruzelski w czarnych okularach z podpisem: „Ciemności nadchodzą”.
Rzucamy się na stoiska z gazetami – we wszystkich na pierwszych stronach sprawa Polski... Są oczywiście i angielskie — czytamy o stanie wojennym w Polsce, o masowych aresztowaniach, o akcjach grup specjalnych, jakichś ZOMO.
I niesłychane zdumienie — całe miasto żyje sprawą polską! Jakby nie mieli własnych kłopotów.
Delhi, 15 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Ktokolwiek miał szczęście poznać Lecha Wałęsę i innych przywódców „Solidarności”, tak jak ja w lecie tego roku w Polsce, ten nie może myśleć o nich inaczej jak z szacunkiem i z tą radością, jaka napawa dumą z niezwykłych dokonań ludzkich. Zaprezentowali oni nadzieję na stworzenie nowych form życia politycznego, które uznałyby polską konstytucję i istniejący ustrój społeczny, ale w połączeniu z kontrolą demokratyczną i swobodą wyrażania opinii publicznej. Jeśli przywódcy „Solidarności” okazali się naiwni, bo przecież partia rządząca nie chciała dzielić się władzą z nikim, a już najmniej z robotnikami, to grzeszyli nadzieją. Tak więc zasługują na współczucie i pomoc wszystkich ludzi dobrej woli.
[...]
Naród polski przeżył wiele klęsk, tym razem klęska została zadana w sposób szczególnie perfidny, ale jak znam historię, nie wierzę, by ruch demokratyczny w Europie Wschodniej, któremu przewodziła „Solidarność”, miał być zjawiskiem przejściowym. Wręcz przeciwnie, jego jawna lub utajona egzystencja okaże się trwalsza niż wszystkie junty stulecia razem wzięte.
19 grudnia
Czesław Miłosz, To wielka odpowiedzialność unicestwić nadzieję, „New York Times” z 19 grudnia 1981, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
Trzeba to powiedzieć jasno: „Solidarność” mogła stać się ruchem masowym dlatego tylko, że aspiracje społeczne połączyły się w niej z aspiracjami narodowymi. Europa XX wieku zna wzór nacjonalizmu umieszczającego się na prawicy. W „Solidarności” nastąpiło przełamanie tego wzoru i jakby nawiązanie do demokratycznych ruchów epoki romantyzmu albo do wzoru Komuny Paryskiej, która, jak wiadomo, była tyleż rewolucyjna, co patriotyczna. Każdy poeta polski, i nie stanowię tu wyjątku, czuł, tak samo jak czuły miliony Polaków, ogromną historyczną wagę odbywających się wydarzeń. [...]
Szczęśliwy jest poeta, któremu choć raz w życiu dane było zrzucić brzemię samotnego indywidualizmu i przebywać wśród ludzi jako równy wśród równych. Mam na myśli wewnętrzne przezwyciężenie izolacji, niemożliwe bez poczucia braterstwa, a nawet podziwu i szacunku. Tego szczęścia zaznałem latem 1981 roku podczas wizyty w Polsce.
Jeden z moich amerykańskich kolegów, który odwiedził Polskę w okresie „Solidarności”, powiedział, że zobaczył rzecz niezwykle rzadką: kraj bez alienacji. I nie mylił się. Było to jakby strach został wzięty w nawias – ten strach, który przez dziesiątki lat wznosił przegrody zarówno pomiędzy człowiekiem i człowiekiem, jak pomiędzy człowiekiem i państwem. Miałem też to szczęście, że moja potrzeba uwielbienia, być może jedna z najgłębszych potrzeb poety, znalazła swój przedmiot, kiedy spotkałem Lecha Wałęsę. Powiedziałem mu: „Jesteś moim wodzem” – i uświadomiłem sobie, że to niemało, jeżeli w jakimś kraju robotnik może zostać przywódcą całego narodu.
Paryż, 27 lutego
Czesław Miłosz, Nowe zadania poezji polskiej, „Kultura” Paryż, nr 4/1982, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
Nadchodzi upalny dzień 17 maja. Na ulicach kręci się mnóstwo milicjantów. Po niedawnych manifestacjach nastąpiły dalsze obostrzenia. W samo południe idę z synem [Emilem] na sprawę Tomka i Marka. Do końca życia będę miała ten dzień w pamięci.
Młodzi ludzie zakładali wówczas na palce pierścionki zrobione z oporników (wskazujące, że stawiają opór systemowi), a także, wzorując się na Lechu Wałęsie, nosili w klapach marynarek podobiznę Matki Boskiej. Emil, zaopatrzony w ów opornik, za który można było trafić do więzienia, z wpiętym w klapę wizerunkiem Matki Boskiej, szedł na sprawę Tomka, aby złożyć zeznanie. Prosiłam go, wręcz błagałam, aby zdjął z palca opornik i odpiął z klapy wizerunek Matki Boskiej, by nie prowokować milicji. Bałam się, okropnie się bałam. Mówiłam mu, że może nie dojść do gmachu sądu na Lesznie, ponieważ po drodze stoi mnóstwo milicyjnych patroli, a przecież tak mu zależy, by powiedzieć przed sądem prawdę. Był jednak nieugięty. Odpowiedział mi: „Nie, mamo, nie zdejmę. Ja idę pod opieką Matki Bożej i nie schowam do kieszeni Jej obrazu”. Jego ufność była absolutna. I rzeczywiście, to on miał rację, nie ja. Dotarliśmy do gmachu sądu bez przeszkód. Nikt nas nie zaczepił.
Warszawa, 17 maja
Krystyna Barchańska, Emil, „Karta” nr 51, 2007.
Nie bójcie się wreszcie nas. Nie ma takich spraw, by przy dobrej woli nie znalazło się rozwiązanie kompromisowe. Przestańmy wreszcie na jednej szachownicy grać w szachy i w warcaby, bo nikt tu nie może być pokonany. Wspólnie musimy wygrać, znaleźć możliwe i rozsądne rozwiązania. Puśćmy wreszcie tych biedaków siedzących w więzieniach. Przecież to nie kontrrewolucjoniści czy przeciwnicy socjalizmu.
Gdańsk, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pierwsza miła wiadomość od wielu dni: dziś w Stoczni Gdańskiej robotnicy wygwizdali wicepremiera Rakowskiego. Chciał dialogu szczerego, no to go miał! Wychodził wściekły wśród wrogiego szpaleru stoczniowców, podobno ktoś mu napluł w twarz. Rakowski szydził z „Solidarności”, szydził z Lecha, grzmiał, że „Solidarność” nigdy się nie odrodzi. Lecha wynieśli stoczniowcy na rękach.
Sopot, 25 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Istna euforia. Na ulicy widać uśmiechniętych ludzi. W sklepach znowu dzisiaj rozmawiamy ze sobą, co ostatnio rzadko występuje, bo jeden drugiego się boi; podejrzliwie się na siebie patrzymy. Teraz w kolejce czy na targu ludzie uśmiechają się, często mrugając do siebie porozumiewawczo. Ot, co robi jedna dobra nowina!
Boże Drogi! Jakże nam tej szczypty radości i uśmiechu potrzeba! Zapomnieliśmy o nich... Zgasło nad nami słońce ponurego 13 grudnia... A dziś — nagle — pokazał się jakiś promyczek.
Warszawa, 5 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Nigdy jeszcze Nagroda Nobla lub inna nie zmieniła biegu wydarzeń w żadnym kraju. I ta nagroda w niczym nie zmieni biegu wydarzeń w Polsce. Rząd polski niezachwianie kontynuuje swoją linię programową wyznaczoną przez Zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jest to linia socjalistycznej odnowy, program porozumienia i walki. Żadne ingerencje zewnętrzne nie zmienią jej ani o milimetr. [...]
Uważacie, panie i panowie, że zdarzenie, o które pytacie, jest dla nas wydarzeniem wielkiej wagi. Niestety, polskie społeczeństwo ma o wiele większe problemy i większe zmartwienia niż kolejna reaganowska złośliwość, tym razem firmowana w Oslo. Wystarczy rozejrzeć się po Polsce, by to dostrzec. W Polsce nagroda wywołała zróżnicowane uczucia. Dominującym jest zażenowanie.
Warszawa, 11 października
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Opinię kraju zbulwersowała wiadomość o porwaniu [19 bm.] ks. Jerzego Popiełuszki, kaznodziei „Solidarności” z kościoła św. Stanisława na Żoliborzu, „przez nieznanych sprawców” w drodze z Bydgoszczy do Torunia. Podejrzewam, że owi „nieznani sprawcy” to po prostu milicja, bezpieka, czerwoni terroryści, którym od dawna przeszkadzał ten płomienny patriota; przecież wielokrotnie był aresztowany, nękany, straszony, posądzany o kradzieże i inne nonsensy. Wiadomość o porwaniu podano zresztą z dwudniowym opóźnieniem. Lech Wałęsa przybył 21 X do Warszawy i w kościele św. Stanisława mówił od ołtarza, że jeśli włos z głowy spadnie księdzu Popiełuszce, dojdzie do rozruchów. A tymczasem oficjalnie powiada się z ubolewaniem, że porwanie godzi w porozumienie narodowe, w „nasz ład społeczny”!
Warszawa, 23 października
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Żegnamy Cię, Sługo Boży, przyrzekając, że nie ugniemy się nigdy przed przemocą, że będziemy solidarni w służbie Ojczyźnie, że prawdą na kłamstwo i dobrem na zło będziemy odpowiadać, w skupieniu, z godnością i z nadzieją na sprawiedliwy pokój społeczny w Ojczyźnie naszej. Spoczywaj w spokoju. „Solidarność” żyje, bo Ty oddałeś za nią swoje życie.
Warszawa, 3 listopada
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
13 lutego [1985] funkcjonariusze SB uprowadzili z prywatnego mieszkania w Gdańsku siedmiu naszych kolegów, działaczy NSZZ „S”. Dwa dni później prokurator wydał nakaz tymczasowego aresztowania dla trzech z nich: Władysława Frasyniuka z Wrocławia, Bogdana Lisa z Gdańska i Adama Michnika z Warszawy. Fakt ten wskazuje na to, że zapoczątkowane 13 grudnia 1981 wprowadzanie gwałtu, przemocy, naruszania praw człowieka rząd PRL ma zamiar kontynuować. Akty amnestii mogą się okazać tylko działaniami chwilowymi, podjętymi dla wprowadzenia w błąd opinii publicznej Polski i świata.
Po wszczęciu nieprzytomnej kampanii przeciwko Kościołowi, teraz znowu zaczyna się polityczne aresztowania. W więzieniach nadal przebywa kilkudziesięciu naszych kolegów, działaczy „S”. Jesteśmy głęboko przekonani, że na akty bezprawia odziane w szaty prawa trzeba odpowiedzieć z całą siłą, żeby było jasne, że Polacy nie przyjmą biernie tego nawrotu nienawiści, represji, łamania praw ludzkich.
21 lutego
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Adam Michnik [...] prosi o pozwolenie złożenia oświadczenia w obecności świadka Lecha Wałęsy. A gdy sąd mu odmawia, wstaje z ławy oskarżonych, podnosi rękę ze znakiem zwycięstwa i woła: „Lechu, trzymaj się, «Solidarność» zwycięży!” — za co zostaje w kajdankach usunięty z sali.
Gdańsk, 10 czerwca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
[Podczas wizyty w Warszawie Willy'ego Brandta 6–7 grudnia 1985 roku] Słowa takie jak „opozycja”, „Wałęsa”, a nawet „Solidarność” nie wyszły z jego ust. Zdania formułował tak ostrożnie, jakby w domu powieszonego nie wolno było mówić o sznurze.
13 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Drogi Lechu!
Chcemy, żebyś wiedział, że my, krakowscy hutnicy — zrzeszeni w NSZZ „Solidarność” — jesteśmy z Tobą cały czas. Dzisiaj, kiedy generałowie stawiają Cię przed swoim sądem, jesteśmy przy Tobie bardzo blisko. Wiemy równie dobrze jak Ty, że to ONI są kłamcami. I to nie tylko wyniki wyborów mogą o tym świadczyć. Kłamstwo jest bowiem ICH chlebem powszednim, legitymacją — brutalna siła. Kiedy staniesz już przed partyjnym trybunałem, wspomnij nas — stojących wokół Ciebie — jest nas tysiące. Pomyśl o milionach Polaków w kraju i za granica, wszyscy będziemy obecni. Wiemy, ze słowa, które wypowiesz, będą świadectwem prawdy danym w imieniu całego Związku. Szczęść Boże, Lechu. Nowa Huta mówi Ci — do zobaczenia u nas.
Nowa Huta, 30 stycznia
„Hutnik”, nr 4/118, z 17 lutego 1986.
Utrata wolności stanowi cenę naszej walki o prawa związkowe, cenę, którą od lat płacą setki działaczy NSZZ „Solidarność”. Dziś płacą ją również Zbigniew Bujak i Konrad Bieliński oraz inne aresztowane ostatnio osoby. Zbigniew Bujak — przewodniczący Regionu Mazowsze, członek TKK NSZZ „Solidarność” jest dla nas symbolem odwagi, uporczywości i konsekwencji w walce o prawa obywatelskie i pracownicze. Nigdy nie pogodzimy się z represjonowaniem ludzi, którzy mają odwagę działać w obronie wolności i demokracji.
6 czerwca
„Kronika Małopolska” nr 89, z 23 czerwca 1986.
Doniosły fakt, jaki stanowi uwolnienie więźniów politycznych, wzbudził w społeczeństwie iskrę nadziei na to, że sprawy polskie potoczą się inaczej, że po przeszło czterech latach głębokiego rozdarcia, represji i nienawiści znaleziony zostanie początek drogi dialogu i porozumienia. […] Wielokrotnie powtarzałem, że nie chcemy konspirować. Trzeba wypracować i uzgodnić nowy model działalności, jawnej i legalnej. Tym samym rozwiązany zostałby najbardziej bolesny i jeden z najtrudniejszych obecnie problemów społecznych i politycznych, co niewątpliwie byłoby krokiem w kierunku porozumienia dla ratowania kraju przed gospodarczą i ekologiczną katastrofą. W tym celu powołuję Tymczasową Radę NSZZ „Solidarność” w składzie: Bogdan Borusewicz, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Tadeusz Jedynak, Bogdan Lis, Janusz Pałubicki, Józef Pinior.
29 września
„Zomorządność”, nr 132, z 17 października 1986.
19 listopada 1986 miało miejsce wydarzenie, które napełniło otuchą nie tylko moje serce, ale także wszystkie pozostałe narządy: „Solidarność” została przyjęta jednocześnie do Międzynarodowej Konfederacji Wolnych Związków Zawodowych i Światowej Konfederacji Pracy. Był to drugi w historii przypadek afiliowania związku przy obu — różnych przecież w orientacji — centralach. [...]
Działania przygotowawcze do afiliacji trwały aż dwa lata, ponieważ rozmaici maruderzy rozgłaszali opinię o nikłych szansach przetrwania „Solidarności”. Z tego, co mi wiadomo, momentem przełomowym stało się poparcie brytyjskiej centrali związkowej TUC i osobista postawa jej sekretarza generalnego Normana Willisa, choć nie bez znaczenia były też zabiegi Biura Koordynacyjnego NSZZ „Solidarność” w Brukseli pod wodzą Jerzego Milewskiego. Afiliacja „Solidarności” do MKWZZ i ŚKP natychmiast podniosła prestiż naszego ruchu w oczach członków, sympatyków i wrogów, rozmywając głupawą ocenę, jakoby Związek utracił już strukturę organizacyjną. Rozpowszechnienie tego poglądu groziłoby zaniechaniem pomocy przez dotychczasowych donatorów, trudno bowiem wspierać organizację, która nie istnieje.
Gdańsk, 19 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Czekano na losy struktur powołanych przez Wałęsę i innych. Jak wiecie, powstały struktury nielegalne, ale nie podjęliśmy — do tej pory — przeciwko nim środków administracyjnych. Jest to najlepszy barometr polityczny. Odczekaliśmy 3 miesiące, ale — odpukać — „wojska jakoś nie widać”. Ale pamiętamy, że 3 miesiące po podpisaniu porozumień w 1980 r. byliśmy w oku cyklonu.
Warszawa, 28 listopada
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Realizując szczegółowe polecenia TKK, [Brukselskie] Biuro [Koordynacyjne] wysyłało większość zdobytych pieniędzy do Polski albo w formie zakupionego sprzętu, albo gotówki. Niestety, nie wszystkie przesyłki docierały do adresatów. Największa wpadka miała miejsce 28 listopada 1986 na przystani promowej w Świnoujściu, gdzie polskie władze zarekwirowały należącą do Biura 20-tonową ciężarówkę wraz z ładunkiem o łącznej wartości 200 tysięcy dolarów. Tym samym bezpowrotnie przepadły 23 offsety, 49 powielaczy, 16 termofaksów, zestaw komputerowy IBM-PC, 4 przenośne komputery „Tandy”, 9 przystawek dyskietkowych do „Tandy”, 12 drukarek komputerowych NL-10, a także sporo drobniejszego sprzętu i książek. Przyczyną wpadki było teleksowe zadenuncjonowanie transportu przez szwedzkiego celnika z Ystad.
Świnoujście, 28 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
TKK NSZZ „S” w obecności przedstawicieli Tymczasowej Rady „S” na nadzwyczajnym posiedzeniu zwołanym po drastycznej podwyżce cen stwierdza, że dla ratowania poziomu życia polskich rodzin, w imię dobra polskiej gospodarki, konieczny jest zdecydowany protest przeciwko polityce władz. Trzeba powiedzieć: „Dość”. Tak właśnie powiedział Przewodniczący naszego Związku Lech Wałęsa i tak mówimy my.
Wzywamy TKZ-y, członków Związku i wszystkich pracujących do zdecydowanej akcji strajkowej. Strajki winny rozpocząć się żądaniem natychmiastowych podwyżek płac wyrównujących podwyżkę cen. Jednocześnie żądamy wprowadzenia stałego dodatku drożyźnianego, aby wzrost płac był proporcjonalny do wzrostów kosztów utrzymania. [...] Walczymy o poziom naszego życia, lecz cele tej walki sięgają dalej. Przez ponad 5 lat społeczeństwo cierpliwie czekało na wyniki gospodarczej polityki władz. Rezultatem jest stałe obniżanie płac realnych i poziomu życia. Dlatego wiemy już w sposób nie ulegający wątpliwości, że droga do poprawy wiedzie przez głębokie reformy społeczne, gospodarcze i polityczne. Ostatnie lata wykazały również, że reformy nie będą przeprowadzone bez ich społecznego gwaranta, bez NSZZ „S”. Reformy nie zostaną również bez stałego oporu całego społeczeństwa przeciwko traktowaniu stopy życiowej Polaków jako rezerwy, do której sięga władza, gdy jej błędne decyzje powodują kolejne straty gospodarcze.
31 marca
„Zomorządność” nr 143, z 8 kwietnia 1987.
Tym razem spokojnie czekałem na audiencję. Powoli ubierałem garnitur, białą koszulę, doglądałem dzieci. Cała Zaspa pachniała świętem, więc u mnie w domu też było jak na Boże Narodzenie. Prezent dla Ojca Świętego miałem przygotowany: obleczony w białą skórę egzemplarz mojej autobiografii. To francuski wydawca, Fayard, zaopatrzył mnie w najbardziej elegancko oprawioną książkę, jaką widziałem. [...]
Wręczyłem swój prezent. Jan Paweł II zaczął machinalnie przewracać kartki, ale był mocno zmęczony. Okazało się, że miał już tę publikację w ręku, albowiem wydawca francuski przesłał mu jeden z pierwszych egzemplarzy. Mimo trudów dnia, rozmawiał jednak nadal z ożywieniem. „Nie przyjechałbym do Polski, gdyby władze nie zgodziły się na odwiedziny Gdańska” — powiedział. Następnie podpytywał, jak naród żyje w kryzysie, z którego nie widać prędkiego wyjścia, jak ludzie wytrzymują w obręczy nieakceptowanego rządu. [...]
Żegnaliśmy się grubo po północy. Wielki gest został uczyniony. W świat, przede wszystkim w Polskę, miała pójść następnego ranka relacja o tym, że się spotkaliśmy. „Reprywatyzacja” mojej osoby, tylekroć anonsowana przez rzecznika rządu, została po raz kolejny zniweczona.
Gdańsk, 11 czerwca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Pusty plac wyglądał bardzo smętnie, przypominając, że coś jest nie w porządku, władze postanowiły więc zorganizować „swoją” publiczność. W zakładach pracy wezwano aktywistów partyjnych i młodzieżowych do udziału w powitaniu papieża. W niektórych instytucjach ludzie potraktowali to jako wyróżnienie (nie domyślając się, że chodzi o inscenizację) i musieli wręcz losować karnety wstępu pod Pomnik [Ofiar Grudnia ‘70]. Gdzie indziej partyjni, przeczuwając o co chodzi, próbowali się wymigać, ale tych perswazją skłaniano do posłuszeństwa: „Towarzysze, to obowiązek organizacyjny! Musicie godnie przywitać polskiego papieża!” Mimo tej akcji, trochę ludzi jeszcze brakowało, zatem aby zapełnić przestrzeń, posłano autokary do PGR-ów, spodziewając się tam znaleźć osoby mało zorientowane. Miał to być jednakże „element” pewny i zdyscyplinowany. Wytypowanych zgromadzono w stoczni (której dano dzień wolny od pracy), aby siedzieli, palili papierosy i czekali na instrukcje. Mieli zachowywać się niezbyt chłodno, ale i nie za bardzo entuzjastycznie. Oczywiście, żadnego podnoszenia rąk, żadnych znaków „V”, żadnych okrzyków. Każdy otrzymał chorągiewkę i ustawiony został w wyznaczonym kwadracie — plac „Solidarności” był przygotowany na powitanie gościa z Watykanu.
Kawalkada pojazdów szybko przejechała przez lodowaty tłum. Żadnego falowania, żadnych szlochów, tylko drętwe machanie chorągiewkami. Biała postać zbliżyła się do Pomnika, a tuż za nią prymas Glemp i arcybiskupi Casaroli, Colasuonno, Martinez. Papież ukląkł przed krzyżami, pomodlił się, w skupieniu popatrzył na trzy kotwice. „Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego — powiedział. — W tym miejscu milczenie jest okrzykiem!”
Po chwili wrócił do samochodu i odjechał w kierunku naturalnie radosnych, odświętnych tłumów. Nadzorcy społeczeństwa zostali z tyłu, aby pilnować Pomnika przed zebranymi pół kilometra dalej „zwykłymi” ludźmi, a „wytypowani” udali się na ciepły posiłek przygotowany z tej okazji.
Jeśli można sobie wyobrazić symboliczny obraz przedsionka piekła, to z pewnością mógłby nim być tamten widok marionetek wokół Pomnika. W odległości kilkuset metrów podrygiwało radosne morze ludzi, trwały śpiewy. Jakaś uśmiechnięta dziewczyna na ramionach chłopaka wymachiwała kwiatami. A obok — ponury tłum z chorągiewkami czekający na swoją grochówkę, nie kończące się rzędy milicyjnych suk i zomowcy palący w milczeniu „Sporty”.
Gdańsk, 12 czerwca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił pomoc finansową dla Polski w postaci poparcia inicjatywy Episkopatu Polski na rzecz rolnictwa, wyposażenia szpitala im. Clementa Zablocky’ego oraz wyasygnowania 1 mln dolarów na rzecz NSZZ „Solidarność”. W liście do Kongresu stwierdziłem, że decyzję tę witamy z wdzięcznością, widząc w niej wyraz więzi miedzy naszymi narodami, a także świadectwo uznania dla roli naszego Związku w pracy dla kraju. Sumę tę przeznaczamy w całości na pomoc socjalną, zwłaszcza medyczną, dla ludzi pracy w naszym kraju, nawiązując w ten sposób do inicjatywy Funduszu socjalnego, z którą wystąpiliśmy w 1981 r. Realizacją tej decyzji zajmie się powołany w tym celu zespół roboczy, złożony z osób kompetentnych i ofiarnych, który w odpowiednim czasie przedstawi publicznie szczegółowe sprawozdanie o rozdziale środków. Zwracam się do TKK i TR „Solidarność”, do ogniw regionalnych i zakładowych, do biur zagranicznych naszego Związku o przyjście z pomocą tej inicjatywie, o wysuwanie propozycji, aby środki te zostały użyte z największym pożytkiem.
ok. 21 września
„Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, nr 72, 21 września – 4 października 1987.
27 września 1987 miałem zaszczyt spotkać się z wiceprezydentem USA George’em Bushem, który przybył z czterodniową wizytą do Polski. Była to ważna i konkretna rozmowa. Wiceprezydent Bush poinformował mnie, że dzięki amnestii ogłoszonej przez polskie władze we wrześniu 1986 prezydent Reagan zdecydował się powrócić do dialogu z naszym krajem. Jednocześnie podobno zaznaczył, że całkowita poprawa stosunków będzie możliwa tylko wtedy, gdy rząd polski znacznie poszerzy zasadę poszanowania praw i dążeń społeczeństwa. [...] Komentarzem stosunku rządu USA do wysiłków polskiej opozycji były nasze wspólne odwiedziny grobu księdza Jerzego Popiełuszki. Natomiast jako ponury żart trzeba przypomnieć fakt, że gdy wiceprezydent Bush spotkał się z takimi przedstawicielami opozycji, jak Bronisław Geremek, Janusz Onyszkiewicz i Klemens Szaniawski, rzecznik polskiego rządu oskarżył tych ostatnich o współpracę z CIA.
Warszawa, 27 września
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
W dniach od 25 do 28 września przebywał w Polsce wiceprezydent USA, George Bush. Rozmawiał z W[ojciechem] J[Jaruzelskim], [premierem] Messnerem, Glempem, Wałęsą oraz innymi facetami z opozycji i ze mną. Postępował według znanego założenia polityki amerykańskiej wobec Polski: będzie więcej wolności (oczywiście zgodnej z koncepcją USA), będzie bardziej życzliwy stosunek Waszyngtonu wobec komunistycznej władzy, jeżeli zaakceptujemy opozycję. Po koniec pobytu Bush wystąpił w „Dzienniku Telewizyjnym”. Mówił m.in. o „Solidarności” i Wałęsie. Po dzienniku odbyła się dyskusja na temat tego wystąpienia, […] raczej marna.
Warszawa, 28 września
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Jeden ranek był zarezerwowany na złożenie wieńca na grobie księdza Popiełuszki. Przed rządowym budynkiem, w którym mieszkała wiceprezydencka para, panowała od świtu gorączkowa krzątanina. Szoferzy rozgrzewali silniki samochodów, członkowie ochrony porozumiewali się krótkofalówkami, a przed wejściem stała wiceprezydencka limuzyna z otwartymi drzwiami i przyczepionymi do przednich błotników chorągiewkami — amerykańską po lewej i polską po prawej stronie. Jak było umówione, Bush ukazał się w drzwiach w chwili, gdy John [Davies], który przeprowadzał Wałęsę przez milicyjny kordon, dotarł z nim do limuzyny. Tajniacy, trzeba im przyznać, nie próbowali Lecha zatrzymywać, natomiast tuż przed odjazdem limuzyny jeden z nich szybkim ruchem zerwał z prawego błotnika polską flagę.
Pułkownik milicji wyjaśnił potem Johnowi: „W końcu Lech Wałęsa nie jest jeszcze urzędową osobą”.
Warszawa, 28 września
Helen Carey Davis, Amerykanka w Warszawie. Wspomnienia żony amerykańskiego dyplomaty z czasów poprzedzających upadek komunizmu w Polsce, przekł. Ewa Krasińska, Kraków 2001.
Strona kościelna stwierdziła, że referendum jest rzeczą przedwczesną, że wyjaśnienia do pytań referendum są dla ludzi niezrozumiałe, że o wiele jaśniej warunki reformy sformułował Lech Wałęsa w swoim oświadczeniu z 21 października br. Z wyjaśnień do pytania pierwszego jedno dla ludzi ewidentnie wynika, że nastąpi podwyżka cen podstawowych artykułów żywnościowych, czynszu, opału i energii.
Strona kościelna prosiła o wyjaśnienie, jakie reformy społeczno-polityczne zamierza przeprowadzić kierownictwo polityczne naszego państwa, aby reforma gospodarcza się powiodła. Bez nich bowiem trudno mówić o zaangażowaniu się szerokich kręgów społeczeństwa i powodzeniu reformy gospodarczej. Społeczeństwo oczekuje nie tyle słów, co konkretnych decyzji i czynów. Czy jest do pomyślenia dopuszczenie pluralizmu związków zawodowych, choćby na terenie zakładów pracy oraz innych organizacji pracowniczych czy społecznych? [...]
Strona państwowa odpowiedziała, że na razie nie widzi możliwości dopuszczenia niezależnych związków nawet na terenie zakładu, ponieważ obecne związki — OPZZ — wymuszają podwyżkę płac organizowanymi strajkami, o czym publicznie się nie mówi. Dopuszczenie drugich związków spowoduje dalsze wymuszanie podwyżek płac, co uniemożliwi reformę gospodarczą.
Warszawa, 30 października
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Nie zmawiamy się przeciwko władzy. Mamy radzić o Polsce. […] Zwracam się do ludzi światłych i kompetentnych, obdarzonych autorytetem moralnym i mandatem swoich środowisk z propozycją debaty o tym, co można i co trzeba zmienić w naszym kraju. Tylko w ten sposób można się przeciwstawić poczuciu beznadziejności.
Zbieramy się w momencie, gdy w całym bloku wschodnim, a zwłaszcza w jego centrum, dzieje się coś ważnego. Życie kruszy dotychczasowy sposób gospodarowania i rządzenia. Powinno to dotyczyć także Polski.
Warszawa, 7 listopada
Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie. Stenogramy posiedzeń: 7 listopada 1987, 18 grudnia 1988, 23 kwietnia 1989, oprac. Małgorzata Strasz, Warszawa 2006
Od dziesięciu lat sytuacja Polski ulega pogorszeniu. Dziś, dwa tygodnie po referendum, świadomość tego, że kraj nasz znalazł się w sytuacji groźnej lub wręcz tragicznej, wydaje się docierać do milionów Polaków, niezależnie od ich poglądów politycznych i ideowych, zawodu czy wykształcenia. Na naszych oczach Polskę ogarnął kryzys, a potem depresja, której końca nie możemy dostrzec. Z grona krajów średnio rozwiniętych w przyspieszonym tempie przesuwamy się ku grupie krajów cywilizacyjnie zapóźnionych. Tego procesu nie udało się zahamować ani powstaniem „Solidarności” w 1980 roku, ani wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku, ani działaniami podjętymi w okresie tzw. pierwszego etapu reformy. Nic nie świadczy za tym, by tzw. drugi etap reformy, który, jak wykazało referendum, nie może liczyć na aktywne poparcie ze strony większości społeczeństwa, zdołał przełamać impas. [...]
Apeluję, by przedstawiciele tych, którzy mają władzę, i tych, którzy dla kilku lub kilkunastu milionów Polaków symbolizują troskę o interesy ludu pracy, spotkali się bez warunków wstępnych, ale z dobrą wolą.
13 grudnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
1 stycznia 1988 zaprzestano zagłuszania Radia Wolna Europa. Siedząc z kieliszkiem przed telewizorem i słuchając śmiechów moich dzieci, rozmyślałem o cierniach czekających jeszcze rodaków na drodze ku pełnej demokracji. Pod koniec minionego roku przyjmowałem całe stada ekip telewizyjnych, zadających mi setki mądrych i głupich pytań. Pogryzając teraz jakiś kawałek szynki czy białej kiełbasy, zastanawiałem się, ile z moich przepowiedni czy metafor wytrzyma próbę czasu.
Gdańsk, 1 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
17 stycznia o godzinie 11.00 znaleźliśmy się wszyscy pod bramą największego i najpotworniejszego cmentarza świata. Trzymając się pod ręce, poszliśmy obozowymi drogami, rezygnując ze szczegółowego zwiedzania. Każdy krok był i tak wstrząsający. [...]
Idąc pod ścianą śmierci, zatrzymaliśmy się na chwilę przez blokiem nr 17, w którym jako dziecko przebywał Elie Wiesel. Był to podłużny barak, najbardziej ponury, jaki można sobie wyobrazić. Maurice Goldstein powiedział, że jesteśmy tu dla przypomnienia światu tragedii XX wieku, a ci, którzy przeżyli obóz, nie mają prawa zapomnieć i przebaczyć zbrodniarzom. Uczynić to mogą jedynie miliony spopielonych ludzi, którzy w tym miejscu... głos jego zamienił się w szloch... [...]
Obok niewielkiego krematorium przy bramie głównej odbyły się żydowskie i chrześcijańskie modły w intencji ofiar. Rabin Nowego Jorku Haskel Besser odmówił kadisz, a ksiądz Henryk Jankowski odczytał po łacinie psalm 129 De profundis. W takim miejscu wypadało tylko płakać, więc płakaliśmy razem: Polacy i Żydzi. Z krematorium poszliśmy w milczeniu ku Brzezince, długą drogą od bramy do ruin wielkiego krematorium — giganta śmierci, grobu milionów istnień, przede wszystkim z narodu żydowskiego. Wygłosiliśmy tam przemówienia.
Oświęcim-Brzezinka, 17 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Jako syn tej ziemi — zacząłem — która naznaczona została stygmatem Oświęcimia, modląc się z Wami i oddając hołd wszystkim pomordowanym, pragnę w sposób szczególny pochylić głowę w obliczu dramatu narodu żydowskiego, jaki się tu dokonał.
Na tej ziemi przez stulecia współżyła ze sobą — w dobrym i złym — ludność polska i żydowska. Wola najeźdźcy przecięła tę wiekową historię spełnieniem zagłady, o której sumienie ludzkie nigdy zapomnieć nie może. Zbrodniczy zamysł wytępienia narodu żydowskiego, od starców po maleńkie dzieci, znalazł swój finał w krematoriach Oświęcimia, Treblinki i innych obozów śmierci. Ten dramat narodu żydowskiego, starszego brata chrześcijan w wierze, będzie zawsze wstrząsał i ostrzegał. [...]
Nam, żyjącym, pozostaje pamięć i zobowiązanie. Z ich śmierci przemawia do nas przejmująca i prosta prawda, że wszystkie prawa boskie i ludzkie są złamane, gdy nienawiść podniesiona zostaje do rzędu ideologii, której człowiek ulega. Antysemityzm jest imieniem nienawiści. Niech żadne z imion nienawiści nie ma dostępu do nas ani do przyszłych pokoleń.
Oświęcim-Brzezinka, 17 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Lechu Wałęso, nasz Przyjacielu! Przybyliśmy tu dzisiaj razem w 43. rocznicę rozpoczęcia wielkiej ewakuacji obozu. Nasze spotkanie jest również symbolicznym otwarciem konferencji, na którą prezydent Mitterrand zaprosił laureatów Nagrody Nobla. Ten dzień upływa w nastroju smutku i zamyślenia. Widzimy, do czego zmierza ludzkość, gdy zezwala na mord i ucisk. Jest więc smutne zamyślenie, ale jest i nadzieja, którą sami musimy stworzyć. Tu, gdzie zdała się mieć swój kres, musimy powiedzieć, że ludzie są godni nadziei.
Lechu Wałęso! Zapewniamy Cię, że nie zapomnimy o Tobie. Ty jesteś naszym przedstawicielem tutaj, a my będziemy Twoimi przedstawicielami na całym świecie. Będziemy mówili, prosili, przypominali. Dość cierpień.
Oświęcim-Brzezinka, 17 stycznia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985–1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Uważamy, że należy jednak znaleźć formę rozładowania problemu Wałęsy i zneutralizowania Lecha Wałęsy jako symbolu i jako męża zaufania Zachodu, poprzez jakiegoś rodzaju asymilację tej osoby w systemie polityczno-społecznym kraju. Wymaga to chyba procedury stopniowej […]. Zarys takiej procedury:
a) polemiczny wywiad z Wałęsą dociskający go w sprawach porozumienia i współdziałania (pomysł taki zgłosili redaktorzy z „Konfrontacji” — wywiad z Geremkiem przeszedł w istocie bez echa);
b) spotkanie Miodowicz-Wałęsa;
c) obrona Wałęsy w prasie przed atakami na niego ze strony „fundamentalistów” (zwłaszcza w sytuacji zarysowującego się rozłamu w kierownictwie „Solidarności”) i tym samym publiczne usytuowanie Wałęsy poza gronem ekstremalnym;
d) wejście Wałęsy do Senatu.
Warszawa, 18 marca
Okrągły Stół. Dokumenty i materiały, t. 1: Wrzesień 1986 – luty 1989, red. Włodzimierz Borodziej i Andrzej Garlicki, wybór i oprac. dokumentów Błażej Brzostek i Grzegorz Sołtysiak, współpr. Paweł Kowal, Szczecin-Warszawa 2004.
5 maja o świcie dyrektor wykonał manewr, który był ciosem poniżej pasa, a mianowicie — zamiast negocjować, zawiesił stocznię! Poderwało mnie to do walki, chyba nawet z przekleństwem na ustach. Musiałem natychmiast postarać się o jakąś przeciwwagę, jakiś konkret, wymyśliłem więc, że za strajk będą wypłaty ze strajkowej kasy solidarnościowej i nikt nie straci ani złotówki. Niestety, moje krzepiące słowa nie starczyły na długo. Wieści z rozbitej Huty im. Lenina oraz szczekanie dyrekcji przez radiowęzeł rozmiękczyły mniej odpornych, szczególnie mieszkających poza Gdańskiem. Dyrektor Tołwiński kazał rozkolportować ulotki z oświadczeniem, że kto odstąpi od strajku, dostanie płatny urlop, a Polska Agencja Prasowa informowała świat, że badane są właśnie ekonomiczne podstawy działalności Stoczni Gdańskiej. Od tego dnia zaczęło się wyraźne „wyciekanie” ludzi poza bramy, przy czym największą wytrzymałość psychiczną wykazało pokolenie 20-latków, którzy pod koniec stanowili około 90 procent strajkujących. Po prostu młodzi robotnicy zaparli się, że chcą mieć swój związek, broniący ich przed chamstwem, nieuczciwością i brakiem kompetencji majstrów.
Gdańsk, 5 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Podczas pierwszej rundy negocjowano wyłącznie postulaty płacowe, gdyż o legalizacji „Solidarności” dyrektorzy w ogóle nie chcieli słyszeć. Wiedziałem, że będą grać na zwłokę i w pozostałych kwestiach, ale ja też grałem na zwłokę — chciałem przeciągnąć strajk co najmniej do poniedziałku, 9 maja, licząc po cichu, że może przyłączy się do nas część kraju. Niestety, czas pokazał, że byłem naiwny. Tymczasem władza próbowała różnych sztuczek z podręcznika wojny psychologicznej. Na przykład późnym wieczorem zwalało się pod stocznię kilkuset zomowców, którzy rozwijali szyk bojowy, podbiegali do bramy i... równym chórem życzyli nam dobrych snów. Innym razem potrafili stać przez długie kwadranse i w milczeniu walić pałkami o plastikowe tarcze. Pewnej nocy zawisły w ciemności dwa helikoptery, z których przez megafony zaczęto emitować odgłosy bitwy ulicznej, strzałów, skandowania: „Ge-sta-po”. Następnego dnia pół Gdańska mówiło, że chyba ludzi pod stocznią mordowali, a ksiądz Bryk miał wielu chętnych do spowiedzi.
Gdańsk, 7 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
W niedzielę, 8 maja kontynuowane były rozmowy z agresywnie nastawionym kierownictwem, otrzymującym jakieś instrukcje przez czerwony telefon. Nasi negocjatorzy odnosili wrażenie, że są zwodzeni i prowokowani do nierozważnych wypowiedzi. W kilka godzin później dyrektor Czesław Tołwiński zagroził likwidacją stoczni, co spowodowało reakcję komitetu strajkowego w postaci twardego oświadczenia. Jednocześnie mecenas Siła-Nowicki wrócił od telefonu z wiadomością, że minister spraw wewnętrznych Kiszczak jest przychylnie nastawiony do niektórych stoczniowych postulatów, dając słowo honoru, że niebawem zostaną wypuszczeni na wolność „prawie wszyscy więźniowie polityczni”. Powiedziałem wtedy: „My gramy o remis, a oni — o nokaut”.
Gdańsk, 8 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Kolejne rozmowy — o świcie 9 maja — nie wniosły niczego nowego mimo trzygodzinnej dyskusji, która podobno w końcowej fazie zamieniła się w niezłą pyskówkę. Dyrekcja dawała wyraz swej dezaprobacie, że w imieniu robotników zabierają głos „jacyś przywleczeni doradcy”. W końcu postawiono strajkującym kolejne uwłaczające ultimatum, wobec czego przedstawiciele komitetu wstali i wyszli. Mecenas Siła-Nowicki, rozgrywający partię własnymi kartami, po kolejnym telefonie do Warszawy stwierdził, że minister Kiszczak się usztywnił, choć nadal pragnie „pokojowego” rozładowania konfliktu — pewnie dla zatarcia złego wrażenia po spacyfikowaniu kombinatu w Nowej Hucie. Ja na to: „Oni chcą nas załatwić metodą «odpływową», czekając, że wszyscy uciekniemy jak szczury. Ale nam, bardziej niż o jałmużnę, chodzi o powrót «Solidarności»!”
Gdańsk, 9 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Zakończenie strajku w stoczni nastąpiło 10 maja 1988 wieczorem. Decyzję tę podjąłem co prawda już rano, lecz trzeba było jeszcze sfinalizować szereg wcześniej zaplanowanych przedsięwzięć: dopracować końcowe oświadczenia, wypłacić obiecany ekwiwalent strajkowy, zapakować i przygotować do ewakuacji offsety. W ciągu tego dnia kilkakrotnie następowały prowokacje ze strony grup młodych ludzi, których — jak się okazało — zmobilizowano w trybie nagłym do obrony cywilnej, a potem przerzucono do stoczni, by siali zamęt i ewentualnie dali pretekst do użycia oddziałów ZOMO. Na szczęście wielu spośród owych młodziaków nie czuło przekonania do takiej misji, dlatego wręcz się prosili, żeby ich „wyrzucać za bramę”. Natomiast zupełnie inaczej zachowywali się bojówkarze „dyrekcyjni” — agresywni, wulgarni, często pod wpływem alkoholu. Niemal codziennie miały miejsce wyścigi wózków akumulatorowych: raz „dyrekcyjni” próbowali szarpać naszych, to znów nasi gonili „dyrekcyjnych”. Było w tym trochę sportu, bo „dyrekcyjni” stanowili mniejszość i gdybyśmy naprawdę chcieli, dalibyśmy im jednorazową odprawę. [...]
Opuściliśmy stocznię z podniesionymi czołami — zwartą, robotniczo-studencką ławą. Miałem spokojne sumienie, bo zrobiłem wszystko, co się dało. Dziesiątki razy podbiegałem do mikrofonu, gdy tylko opadały nastroje. Podbechtywałem zarówno kolegów z komitetu strajkowego, jak i robociarską brać w drelichach. Póki trwaliśmy, ja nie mogłem ani razu dać po sobie znać, że mam wątpliwości, że czuję zimny beton, że — szarpany z prawa i lewa — rzuciłbym wszystko w cholerę i pojechał na ryby. Jednocześnie naprawdę byłem przekonany, że po tym pierwszym zrywie nastąpią kolejne. Nasz strajk się nie udał, bo zaistniał zbyt wcześnie, przede wszystkim jako poparcie dla Nowej Huty. Wyszło nas ze stoczni tysiąc chłopa. Przepuszczeni przez kordony ZOMO dotarliśmy do pobliskiego kościoła św. Brygidy, gdzie niebawem przybył także, aby nas powitać i pobłogosławić, ksiądz biskup Tadeusz Gocłowski. W gotyckich murach świątyni staliśmy z flagami, płakaliśmy i śpiewaliśmy — „przed Twe ołtarze zanosim błaganie: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”.
Gdańsk, 10 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
[Józef Czyrek] oświadczył, że gen. Jaruzelski zgadza się na rozmowy z Wałęsą, z tym że z ramienia zarówno rządu, jak i Biura Politycznego jego rozmówcą będzie gen. Kiszczak. Podtrzymany był warunek, by nie doszło do strajku w Stoczni Gdańskiej. Powiadomiony o tym telefonicznie Lech Wałęsa odpowiedział, że jest już zbyt późno (była godzina 23.30) i nie ma technicznych możliwości odwołania akcji strajkowej. Nie był też zachwycony osobą rozmówcy ze strony rządu.
21 sierpnia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Strajk sierpniowy tym się różnił od majowego, że był pełen szumu, inicjatyw. Sprzęt nagłaśniający pożyczył nam warszawski piosenkarz Piotr Szczepanik, drukarnię zorganizowaliśmy „w oparciu o wałki”. Robotnicy ze Stoczni Gdańskiej szybko skrzyknęli do strajku zakłady sąsiadujące „przez płot”: Stocznię Remontową i Stocznię Północną, a potem także Stocznię „Radunia”, Stocznię „Wisła” i Morski Port Handlowy. Wzruszające to były momenty, gdy z kilku stron zbliżały się do siebie, machając flagami, grupy uradowanych robotników, którzy krzyczeli z pełnych piersi: „Nie ma wolności bez «Solidarności»!” W drugim dniu strajku zaimprowizowaliśmy wiec pod bramą, gdzie dość długo zabierałem głos. Mówiłem o tym, że kolebka „Solidarności” musi przykładnie strajkować, jeśli wcześniej ruszyły inne regiony. Przypomniałem o poniżeniach, jakich od lat doznawaliśmy ze strony władzy — zarówno tej w stolicy, jak i w zakładach pracy. Pytałem o perspektywy dla naszych dzieci. Wyzywałem na wszystkich, którzy zrujnowali nasz kraj, lecz jednocześnie lekko uderzałem w tony pojednawcze, negocjatorskie.
Gdańsk, 23 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Trwające strajki są wynikiem pogłębiającego się i obejmującego coraz szersze kręgi społeczne niepokoju. Potrzeba wyjścia z takiej sytuacji nie podlega dyskusji. Wymaga to śmiałych posunięć. Niezbędne są w tej chwili rozmowy, które prowadziły[by] do pilnego rozwiązania podstawowych spraw narodowych [...]:
1. Zaspokojenie postulatów pracowniczych i obywatelskich w zakresie pluralizmu związkowego określonego Umowami z Sierpnia 1980. Oznacza to:
– przyjęcie za podstawę rozmów obowiązującej ustawy o związkach zawodowych,
– zniesienie przepisów uniemożliwiających pluralizm związkowy i zgodę na legalizację „Solidarności”,
– ustalenie wzajemnych zobowiązań i mechanizmów regulowania konfliktów tak, aby nie dopuścić do odtworzenia się permanentnego konfliktu społecznego.
Gdańsk, 25 sierpnia
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
Piąty dzień strajku rozpoczęliśmy z otuchą, gdyż było to święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Z tej okazji na terenie stoczni, przy bramie, odprawiona została msza święta. Natomiast po południu telewizja podała wiadomość, na którą tak czekaliśmy: generał Czesław Kiszczak wysunął propozycję, aby odbyć w możliwie szybkim czasie spotkanie z przedstawicielami różnorodnych środowisk społecznych i pracowniczych. „Mogłoby ono przyjąć formę «okrągłego stołu»”. [...]
Na mitingu Jacek Merkel powiedział, że zaproponowano nam wreszcie „okrągły stół” zamiast kwadratowej celi, ale ponieważ to pierwszy etap, najtrudniejsze chyba jeszcze przed nami. Alojzy Szablewski był bardziej spontaniczny, krzycząc: „Ucałowałbym każdego z osobna, że pozostaliście, że nie zdradziliście! Inni odchodzą do wygodnych łóżek, a wy tu śpicie na styropianie!”. Potem odbyła się tradycyjna defilada kilkudziesięciu wózków akumulatorowych. Na każdej platformie stawało po 10-12 mężczyzn, zapartych w siebie ramionami, a pojazdy robiły długą rundę i wśród skandowania haseł rozwoziły bractwo w głąb stoczni. Takie kawalkady przemierzały teren po kilka razy dziennie, odnawiając poczucie siły, wolę wytrwania, solidarność.
Gdańsk, 26 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
29 sierpnia, w ósmym dniu protestu, zdecydowałem się poinformować stoczniowców, że lada moment nastąpią negocjacje, w których trzeba będzie prawdopodobnie (z początku) oddać trochę pola. Powiedziałem do mikrofonu, że władza się wreszcie ocknęła, lecz nie zamierza łatwo popuścić swojej dziedziny. Dlatego trzeba się będzie kłócić, by dojść do ustaleń, które pozwolą wspólnie odremontować Polskę. Zapytałem: „Czy państwo się ze mną zgadzacie?”. Odpowiedziała mi głucha cisza. Tak mnie wtedy zatkało, że zapomniałem języka w gębie. Nie spodziewałem się owego radykalizmu, mogącego prowadzić wręcz do wojny domowej. Robotnicy patrzyli na mnie spode łba.
Stocznia Gdańska, 29 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
Niezapomniane wrażenie zrobił na mnie spektakl [...]. Oto przed drugą bramę nadjechały od strony stoczni trzy wózki akumulatorowe przerobione na wozy pancerne — dwa zomowskie i jeden wojskowy. Oba pojazdy zbliżyły się do ustawionej kołem grupy młodych robotników, którzy rozwinęli flagi i zaczęli skandować „So-li-dar-ność!”. Styropianowe działka plunęły w nich wodą z hydronetek, a spod styropianowych, pomalowanych na niebiesko bud wyskoczyli „zomowcy” w przyłbicach i zaczęli okładać gapiów rulonami z papieru. Tłum tylko na to czekał, wyjmując z kieszeni styropianowe kamienie, których setki poszybowały w stronę napastników. „Zomowcy”, wobec takiego odporu, w popłochu cofnęli się do wehikułów, zawracających powoli ku stoczniowemu kanałowi i ukazujących napisy: „Nasze pały ojczyźnie”, „Gdzie siła, tam prawda”, „Zapraszamy do dialogu”. W tym czasie „żołnierze” bezskutecznie próbowali odpalić ze swej wyrzutni styropianową rakietę.
Stocznia Gdańska, 30 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. Decydujące lata 1985–1990, Warszawa 1991.
Rozrywki kulturalne na strajku zapewniali piosenkarze i aktorzy, ale także sami stoczniowcy. Niezapomniane wrażenie zrobił na mnie spektakl, którego fragmenty obejrzałem 30 sierpnia. Oto przed drugą bramę nadjechały od strony stoczni trzy wózki akumulatorowe przerobione na wozy pancerne — dwa zomowskie i jeden wojskowy. Oba pojazdy zbliżyły się do ustawionej kołem grupy młodych robotników, którzy rozwinęli flagi i zaczęli skandować: „So-li-dar-ność!”. Styropianowe działka plunęły w nich wodą z hydronetek, a spod styropianowych, pomalowanych na niebiesko bud wyskoczyli „zomowcy” w przyłbicach i zaczęli okładać gapiów rulonami z papieru. Tłum tylko na to czekał, wyjmując z kieszeni styropianowe kamienie, których setki poszybowały w stronę napastników. „Zomowcy” wobec takiego odporu w popłochu cofnęli się do wehikułów, zawracających powoli ku stoczniowemu kanałowi i ukazujących napisy: „Nasze pały ojczyźnie”, „Gdzie siła, tam prawda”, „Zapraszamy do dialogu”. W tym czasie „żołnierze” bezskutecznie próbowali odpalić ze swej wyrzutni styropianową rakietę. Całemu wydarzeniu towarzyszyły śmiechy, krzyki i połajanki.
Gdańsk, 30 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
W toku tego spotkania postawiłem najważniejsze w chwili obecnej zagadnienie dróg prowadzących do realizacji pluralizmu związkowego, w tym miejsca „Solidarności”. Rozmówcy oświadczyli, że wszystkie sprawy związane z ruchem związkowym będą omawiane przy Okrągłym Stole. Obrady Okrągłego Stołu obejmą szeroką tematykę współdziałania na rzecz reform gospodarczych, społecznych i politycznych, dla dobra kraju.
Zgodnie z upoważnieniami uzyskanymi od strajkujących załóg, sprawę legalizacji „Solidarności” wysuniętą w postulatach strajkowych przejąłem do dalszych rozmów z władzami centralnymi. Postanowiłem zatem, że przerywamy obecne akcje strajkowe.
Warszawa, 31 sierpnia
Tomasz Tabako, Strajk 88, Warszawa 1992.
W środę 31 sierpnia przyjechał do Stoczni Gdańskiej mecenas Siła-Nowicki i powiedział: „Kiszczak chce natychmiast rozmawiać z Wałęsą, przy czym obaj muszą uwierzyć w swoje dobre intencje; rozmowa będzie dotyczyła przede wszystkim ustalenia terminu «okrągłego stołu»”. Zabolało mnie, że słowem nie została wspomniana „Solidarność”, lecz nie był to czas na fochy. Jeszcze przed obiadem dotarłem do Warszawy, gdzie moim trzygodzinnym ustaleniom z ministrem spraw wewnętrznych przysłuchiwali się (niekiedy zabierając głos) sekretarz episkopatu biskup Jerzy Dąbrowski i sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Stanisław Ciosek. Wiłem się jak piskorz, atakowałem z prawa i z lewa, ale generał Kiszczak postawił rzeczowe, twarde warunki: legalizacja „Solidarności” będzie możliwa tylko wtedy, gdy rozmowy „okrągłego stołu” zakończą się parafowaniem narodowego porozumienia.
Gdańsk-Warszawa, 31 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
Ja to wziąłem na swoje barki. Powiedziałem, że jest perspektywa rozmów przy Okrągłym Stole, to trzeba strajk przerwać. Zobaczyłem, że ludzie płakali. Bo ja ich zapewniałem, że wyjdziemy ze Stoczni jako zwycięzcy. A jak Lech wyszedł do ludzi, to był jeden gwizd.
Stocznia Gdańska, 1 września
Grzegorz Nawrocki, Polak z Polakiem, Warszawa 1990.
Oczekujemy jasnego wyrażenia przez władze PRL gotowości do stworzenia warunków do legalnej działalności „S”. Dopiero legalizacja „S” pozwoli na skuteczne włączenie się związku w reformowanie się kraju. Lech Wałęsa ma poparcie KKW i MKO w tych rozmowach. Jednocześnie stwierdzamy, że represje wobec uczestników strajków, pozbawianie wolności, pracy i karne wcielanie do wojska podważają wiarygodność propozycji władz. Oczekujemy natychmiastowego zaprzestania represji i jątrzącej propagandy w środkach masowego przekazu.
Gdańsk, 10 września
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Kiszczak (tekst odczytany): Niech mi wolno będzie raz jeszcze serdecznie powitać uczestników dzisiejszego spotkania i podziękować, że zechcieli przybyć. Rad jestem z poznania p. Stelmachowskiego, wybitnego profesora. Zgodnie z ustaleniami z 31 sierpnia, spotykamy się raz jeszcze roboczo. Sytuacja gospodarcza nie jest dobra. W wyniku strajków ponieśliśmy straty: 54 mld zł, 20 mln dolarów i 9 mln rubli, nie licząc strat moralnych. Strajki łatwo jest wywołać. Powodują one emocje, prowadzą donikąd, zubożają społeczeństwo. Mamy lekcję z lat 1980-1981. Społeczeństwo jest przeciwko strajkom. W maju i w sierpniu brało w nich udział niewielu robotników. Z ostatniej ze strajkujących kopalni wyszło stu ludzi, wśród których byli także tzw. górnicy z Warszawy i Gdańska. [...] Sformułowane zostały zasady, od których p. Wałęsie nie wolno odstępować, inaczej rozmowy uznane zostaną za zerwane. Treść tych oświadczeń poszła w świat. [...] Ja w oświadczeniu z 13 września nie stawiałem żadnych warunków wstępnych. Pytam więc, czy p. Wałęsa jest także gotów do rozmów bez warunków wstępnych. Potrzebne jest jasne stanowisko.
Gdyby nie było dobrej woli z naszej strony, to dzisiaj nie zasiedlibyśmy przy tym stole. Ultymatywne warunki są nie do przyjęcia. Jedyny warunek to ten, że nie ma żadnych warunków. [...]
[...] Nie wszyscy wołają „hosanna” za pluralizmem. Nie można tworzyć faktów zmieniających układ stosunków. Sprzyjać będziemy pluralistycznemu modelowi ruchu związkowego, ale bez nacisku i zagrożenia strajkowego. Tymczasem powoływane są komitety do organizowania strajków tak jak w 1981 r.
Proponuję oczyścić przedpole, oczyścić się z tej niedobrej atmosfery i przystąpić do omawiania trybu pracy, składu, tematów i terminów „okrągłego stołu”. [...]
Wałęsa: Dziękuję za przyjęcie i kolejne spotkanie. Pan generał podniósł problem strat. Należy nad nimi ubolewać. Polski nie stać na powiększanie strat. Ale gdyby ich nie było, nie byłoby naszego dzisiejszego spotkania.
Podtrzymuję wszystko, co zaprezentowałem w swojej wypowiedzi 31 sierpnia, a także to, co sformułowałem na piśmie 25 sierpnia. Różnimy się z panem generałem ze względu na inne punkty widzenia, zajmowane stanowiska i miejsca pracy. Można mieć zastrzeżenia do wspomnianych uchwał. Są one jednak w swej treści mniej ważne. Ważne jest to, że dane mi zostały upoważnienia. Tak czy inaczej „Solidarność” jest niezbędna. Potwierdzam, że nie stawiam żadnych warunków. Wypowiedzi, jakie padały, trzeba traktować jako wypadki przy pracy. Jestem przekonany, że nie ma wolności bez „Solidarności”. Ale nie chodzi o „Solidarność” z 1980 czy 1981 roku, bo to byłoby fizyczne zatrzymanie czasu. To jest niemożliwe. Wtedy też nie było pozytywnych posunięć z obu stron. Od tego czasu minęło 7 lat. Obecnie po raz pierwszy są warunki dla tych idei. [...]
Mówicie, że jeszcze nie czas na pluralizm. A my mówimy, że już czas. Trzeba tylko położyć tamę destruktywnej działalności pluralizmu.
Warszawa, 15 września
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Kiszczak: [...] Z naszej strony istnieje wola polityczna osiągnięcia porozumienia. Jesteśmy zainteresowani współpracą z siłami opozycyjnymi spoza PRON-u, ale stojącymi na gruncie zasad konstytucyjnych. Należałoby utworzyć Radę Porozumienia Narodowego, która z upoważnienia Sejmu opracowałaby: optymalną strukturę państwa, Sejmu (w tym zagadnienie drugiej izby parlamentu), urzędu prezydenta, a także ordynację wyborczą i wspólną platformę wyborczą. Powinniśmy dążyć do zbliżenia poglądów na strukturę państwa. Powinna nas cechować wola kompromisu. Wśród tych tematów znajdzie się także problem modelu ruchu związkowego i jego miejsca. Jest to sprawa doniosła. Będziemy mówić o przyszłym kształcie związków zawodowych i formach ich działania. O kształcie ruchu związkowego powinny decydować załogi pracownicze. Tworzenie już obecnie drugich związków w zakładach pracy byłoby groźne dla funkcjonowania przedsiębiorstw, ale i to zagadnienie winno być rozpatrywane zgodnie z wolą pracowników. Już dziś natomiast należy umacniać w zakładach pracy rady pracownicze.
Nowy model życia publicznego będzie kształtować nowe prawo o stowarzyszeniach. Powstaną możliwości stowarzyszania się dla wszystkich, tak w skali kraju jak i na szczeblu lokalnym. Skorygowaniu musi ulec model ekonomii naszego państwa. Poruszymy także sprawę zadłużenia i optymalizacji stosunków z zagranicą. Musimy zagwarantować możliwość rozwoju wszystkich form własności. Przy „okrągłym stole" omawiany będzie proces przyspieszenia reformy gospodarczej tak, by dać impuls dla szerokiego nurtu proreformatorskiego. [...]
Wałęsa: [...] Ustaliliśmy, że dzisiaj właśnie rozważać będziemy tematykę i harmonogram naszych dalszych prac. Spotkanie dzisiejsze określone zostało jako robocze, więc z miejsca chcę powiedzieć, że kluczowe znaczenie dla naszych dalszych prac ma uzyskanie jasności w sprawie przywrócenia pluralizmu związkowego i legalizacji „Solidarności".
Wszyscy tu zebrani dobrze wiedzą, jak szerokie poparcie w załogach pracowniczych ma „Solidarność" i że postulat legalizacji naszego związku był wysuwany przez strajkujące załogi na pierwsze miejsce. Nie zapominajmy o tym, że jeśli tu razem teraz siedzimy, to właśnie dlatego, że taki był przebieg tegorocznych strajków.
Polskie społeczeństwo jest głęboko pluralistyczne, wiele podziałów przechodzi przez całe nasze życie społeczne, a więc pluralizm jest także wymogiem rzeczywistości. Fakty są twarde, nie można na nie zamykać oczu. Nasz postulat pluralistycznych związków zawodowych wynika właśnie z tego, że taka jest potrzeba społeczna, że odpowiadać to będzie rzeczywistemu zróżnicowaniu światopoglądowemu i społecznemu. Nie chcemy monopolu, chcemy równych szans. Wtedy do obrad „okrągłego stołu" zasiądziemy z przeświadczeniem, że odzyskujemy prawa podmiotowe i poczucie mandatu społecznego. Wtedy liczyć się będą nasze zobowiązania i nasze prawa.
Polska 1988 roku potrzebuje pluralizmu w gospodarce, w życiu społecznym, w życiu politycznym. Legalizacja „Solidarności" jest potrzebą naszego czasu, bo przywraca nadzieję i stwarza szansę. Oczekujemy odpowiedzi jasnej, mocnej i mądrej: w reformującej się Rzeczypospolitej jest miejsce dla Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność".
Magdalenka k/Warszawy, 16 września
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989, Warszawa–Ząbki 2006
Zgodnie z umową, mikrobus MSW podjechał pod Sekretariat Episkopatu i pilnowany przez funkcjonariuszy dojechał ulicami Żytnią, Okopową, Towarową, Żwirki i Wigury, Łopuszańską i Krakowską do skrzyżowania drogi Nadarzyn–Piaseczno. Skręciliśmy w kierunku Nadarzyna i po przejechaniu około 1 km ponownie skręciliśmy w głęboki las ogrodzony metalowym płotem z drutem kolczastym. W lesie co kilkanaście metrów stali funkcjonariusze SB (pod parasolami, bo akurat padało).
Wjechaliśmy na podwórko i znaleźliśmy się przed budynkiem z zewnątrz wyglądającym jak dom wypoczynkowy. Po wyjściu z mikrobusu, na schodach powitał nas gen. Kiszczak, podając każdemu w sposób bardzo kurtuazyjnie rękę. Wkrótce przybył drugi autobus, przywożąc delegację strony rządowej i OPZZ. Przeszliśmy do sali obrad mieszczącej akurat 25 osób. Zasiedliśmy przy prostokątnym stole: Wałęsa naprzeciwko Kiszczaka, ja z ks. prof. Dembowskim u szczytu stołu.
Magdalenka k. Warszawy, 16 września
Peter Raina, Droga do „Okrągłego Stołu”, Warszawa 1999.
Czesław Kiszczak:
[...] Z naszej strony istnieje wola polityczna osiągnięcia porozumienia. Jesteśmy zainteresowani współpracą z siłami opozycyjnymi spoza PRON-u, ale stojącymi na gruncie zasad konstytucyjnych. Należałoby utworzyć Radę Porozumienia Narodowego, która z upoważnienia Sejmu opracowałaby: optymalną strukturę państwa, Sejmu (w tym zagadnienie drugiej izby parlamentu), urzędu prezydenta, a także ordynację wyborczą i wspólną platformę wyborczą. Powinniśmy dążyć do zbliżenia poglądów na strukturę państwa. Powinna nas cechować wola kompromisu. Wśród tych tematów znajdzie się także problem modelu ruchu związkowego i jego miejsca. Jest to sprawa doniosła. Będziemy mówić o przyszłym kształcie związków zawodowych i formach ich działania. O kształcie ruchu związkowego powinny decydować załogi pracownicze. Tworzenie już obecnie drugich związków w zakładach pracy byłoby groźne dla funkcjonowania przedsiębiorstw, ale i to zagadnienie winno być rozpatrywane zgodnie z wolą pracowników. Już dziś natomiast należy umacniać w zakładach pracy rady pracownicze.
Nowy model życia publicznego będzie kształtować nowe prawo o stowarzyszeniach. Powstaną możliwości stowarzyszania się dla wszystkich, tak w skali kraju jak i na szczeblu lokalnym. [...]
Lech Wałęsa:
[...] Ustaliliśmy, że dzisiaj właśnie rozważać będziemy tematykę i harmonogram naszych dalszych prac. Spotkanie dzisiejsze określone zostało jako robocze, więc z miejsca chcę powiedzieć, że kluczowe znaczenie dla naszych dalszych prac ma uzyskanie jasności w sprawie przywrócenia pluralizmu związkowego i legalizacji „Solidarności”.
Wszyscy tu zebrani dobrze wiedzą, jak szerokie poparcie w załogach pracowniczych ma „Solidarność” i że postulat legalizacji naszego związku był wysuwany przez strajkujące załogi na pierwsze miejsce. Nie zapominajmy o tym, że jeśli tu razem teraz siedzimy, to właśnie dlatego, że taki był przebieg tegorocznych strajków.
Polskie społeczeństwo jest głęboko pluralistyczne, wiele podziałów przechodzi przez całe nasze życie społeczne, a więc pluralizm jest także wymogiem rzeczywistości. Fakty są twarde, nie można na nie zamykać oczu. Nasz postulat pluralistycznych związków zawodowych wynika właśnie z tego, że taka jest potrzeba społeczna, że odpowiadać to będzie rzeczywistemu zróżnicowaniu światopoglądowemu i społecznemu. Nie chcemy monopolu, chcemy równych szans. Wtedy do obrad „okrągłego stołu” zasiądziemy z przeświadczeniem, że odzyskujemy prawa podmiotowe i poczucie mandatu społecznego. Wtedy liczyć się będą nasze zobowiązania i nasze prawa.
Polska 1988 roku potrzebuje pluralizmu w gospodarce, w życiu społecznym, w życiu politycznym. Legalizacja „Solidarności” jest potrzebą naszego czasu, bo przywraca nadzieję i stwarza szansę. Oczekujemy odpowiedzi jasnej, mocnej i mądrej: w reformującej się Rzeczypospolitej jest miejsce dla Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. […]
Tadeusz Mazowiecki (doradca „Solidarności”):
Spotkanie gen. Kiszczaka i Lecha Wałęsy wzbudziło nadzieję. Teraz wspólnie jesteśmy odpowiedzialni za tę nadzieję. Istnieje przekonanie o konieczności legalizacji „Solidarności”. Musimy posunąć się naprzód we wszystkich dziedzinach. Wiadomo, że sprawa „Solidarności” stanowi linię konfliktów dzielącą Polaków. Jeśli tu nie postąpimy, nie będzie żadnego postępu. Przejść trzeba od dyskusji, czy jest możliwa „Solidarność”, do tego, jak to zrobić. Nie jest to warunek wstępny, ale sprawa kluczowa. Stąd oczekiwania pewnej deklaracji wstępnej. Nie chcemy być zepchnięci do jałowych negocjacji. Osiągniemy cel, jeśli nie zabraknie nam odwagi i poczucia odpowiedzialności w realizacji tego problemu. Wypowiedzieliśmy wstępne stanowiska. Proponuję, by przejść do odpowiedzi, jak to zrobić. Od naszej odpowiedzi zależy perspektywa powodzenia naszej pracy, a także szansa dla Polski. Jest wiele energii, trzeba zespolić nasze wysiłki. Nie chcemy być uważani za nic, ale chcemy, by dziś i nam otworzono możliwości działania.
Magdalenka k. Warszawy, 16 września
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku [rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum], premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję likwidacji Stoczni Gdańskiej, jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany. [...]
Na początku władza poinstruowała dyspozycyjnych dziennikarzy, że należy krzyczeć zgodnym chórem, że społeczeństwa nie stać na utrzymanie bankrutów! Zaraz potem ukazały się w prasie artykuły o wymownych tytułach: „Decyzja trudna, lecz konsekwentna”, „Jak to naprawdę było?”, „Czas wyboru” i tak dalej. Mdło się robiło od tych wszystkich wymądrzań pisanych na zadany temat i z określoną tendencją. Znowu na ludzi zwalono ciężar odpowiedzialności za rządy czerwonej nomenklatury, przy czym posuwano się do kłamstwa, że ewentualność likwidacji stoczni była uprzednio dyskutowana publicznie. O ile mi wiadomo, wezwany do Ministerstwa Przemysłu dyrektor Czesław Tołwiński aż zaniemówił z wrażenia, gdy zapoznano go z decyzją zamknięcia jego zakładu. Ktoś inny z gdańskiej delegacji mamrotał podobno do siebie: „Teraz? Kiedy zaczęliśmy się powoli dźwigać?” [...]
Myślę, że gdyby wówczas Rakowski przyjechał do stoczni, mógłby ją opuścić jako inwalida. Ludziom się w głowie nie mieściło, jak można jednym złośliwym podpisem pozbawić egzystencji tysiące rodzin. Tym bardziej, że w chwili podjęcia decyzji o likwidacji stocznia miała w portfelu 44 podpisane kontrakty.
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
29 października 1988, dokładnie w czterdziestą rocznicę zwodowania w Gdańsku pierwszego powojennego statku (rudowęglowiec „Sołdek” — obecnie muzeum), premier Rakowski wymógł na ministrze przemysłu decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej jako zakładu nierentownego i podobno bez przyszłości! Był to wyjątkowo haniebny faul polityczny — zemsta między innymi za porażkę z 25 sierpnia 1983, kiedy to Rakowski, wówczas wicepremier, przyjechał do stoczni, aby w nagrywanej przez telewizję dyskusji rozprawić się z „ekstremistami” pod wodzą Wałęsy, został jednakże przykładnie wygwizdany.
Objąwszy urząd premiera, uznał, że nadszedł czas rewanżu, choć Stocznia Gdańska zajmowała dopiero czterdzieste piąte miejsce na liczącej pięćset pozycji liście zakładów deficytowych. W wywiadzie dla „Die Zeit” Rakowski stwierdził butnie: „Symbole mnie nie obchodzą, mamy ich w Polsce dosyć. To, że w tej właśnie stoczni narodziła się «Solidarność», pozostaje i tak faktem historycznym”. Sygnał o likwidacji miał ponoć zadziałać wstrząsowo na inne przedsiębiorstwa stojące przed widmem plajty, choć premier dobrze wiedział, że głównym powodem akurat stoczniowej nierentowności były przymusowe kontrakty ze zleceniodawcami radzieckimi. Po prostu budowane w Gdańsku statki wyposażano w drogie urządzenia kupowane za dolary, ale potem całość sprzedawano za ruble... transferowe, wypłacane w czołgach. Jaki pożytek z takich transakcji miała polska gospodarka?
Gdańsk, 29 października
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Miłym akcentem wśród codziennego użerania się z komunistami były dla mnie 4 listopada odwiedziny premier Wielkiej Brytanii pani Margaret Thatcher, która podczas trzydniowego pobytu w Polsce znalazła parę godzin, aby zwizytować Gdańsk [...] „Gdański” program pani premier składał się z kilku punktów, z których najdostojniejszym było złożenie kwiatów pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców, a najprzyjemniejszym — wystawny obiad na plebanii kościoła św. Brygidy. W trakcie krojenia delikatnego bażanta pani premier powiedziała: „Zrobiliście już kilka wielkich kroków na drodze ku wolności. Czynicie to z moralnego przekonania i dlatego nie poddacie się nigdy”.
Gdańsk, 4 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Tym fałszywym krokiem [zamknięciem Stoczni Gdańskiej] zmobilizowaliście przeciwko sobie cały świat. […] Ostatnie „strzały na wiwat” zablokowały praktycznie możliwość konstruktywnego spotkania. Proponuję, aby Episkopat w roli obserwatora podjął się mediacji. Zapraszam panów [Czesława] Kiszczaka i [Lecha] Wałęsę, by spotkali się na gruncie neutralnym i z pomocą Kościoła uzgodnili zasady Okrągłego Stołu.
11 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Najważniejsze rozstrzygnięcie tego tygodnia to zamknięcie Stoczni Lenina. […] Zdecydowałem się na to, ponieważ w Polsce tylko przez szok można skierować rzeczy na nowe tory. Towarzysz Jaruzelski i kierownictwo partii wyrazili zgodę. Po raz pierwszy od lat rząd pokazał znowu, że sprawuje władzę. Mimo to decyzja była hazardowa, jak poker. Nikt nie mógł dokładnie przewidzieć, czy wywołana zostanie wielka fala strajków, czy nastąpi inna reakcja. Okazało się, że większość robotników nie jest gotowa iść za „Solidarnością”. […] Okrągły Stół najprawdopodobniej nie dojdzie do skutku w najbliższym czasie. Mimo to wychodzę z założenia, że w końcu do niego dojdzie — za tym przemawia fakt, że zarówno Kościół, jak i Wałęsa chcą Okrągłego Stołu. […] Ponowna legalizacja „Solidarności” nie wchodzi w rachubę. Oznaczałoby to przywrócenie sytuacji z 1981 roku. „Solidarność” się nie zmieniła. To są ci sami ludzie, te same metody i rozwiązania, te same źródła pieniędzy. Znam ich dokładnie. Moim celem życiowym jest zniszczenie „Solidarności”. Dlatego druga strona ma w gruncie rzeczy rację twierdząc, ze jest przeciwnikiem Okrągłego Stołu.
16 listopada
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
W międzyczasie spotkałem się jeszcze 18 i 19 listopada z generałem Kiszczakiem, próbując znów uzyskać obietnicę legalizacji „Solidarności”. Niestety, było to bicie głową o mur. Zarówno generał, jak i sekretarz KC PZPR Ciosek dali mi do zrozumienia, że „betonowe" siły” w partii skutecznie blokują ideę otwarcia się na „Solidarność”, wobec czego kwestia ta musi być odsunięta w nieokreśloną przyszłość. Ponieważ dość miałem w tym momencie wodzenia mnie za nos, postawiłem sprawę na ostrzu noża: albo termin ponownej rejestracji „Solidarności” zostanie rozstrzygnięty w określonym czasie, albo nici z rozmów Okrągłego Stołu. Kiszczak i Ciosek zaperzyli się wtedy również i powiedzieli, że jak nie, to nie. Parę dni później rozpoczęto spektakularny demontaż okrągłego stołu.
Warszawa, 18-19 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Generalnie ustaliliśmy, że musimy uzyskać zapowiedź legalizacji „Solidarności” [...]. Po powrocie do Sekretariatu Episkopatu Mazowiecki i Wałęsa opowiadali, że kiedy gen. Kiszczak usłyszał, jakie jest nasze stanowisko, oświadczył, iż oznacza ono zakończenie całego procesu, a w każdym razie zerwanie rozmów, do których on już nie będzie mógł powrócić. Doszło wówczas do niezwykle zdecydowanej, bezpośredniej interwencji biskupa Gocłowskiego, który na obu stronach wymusił zaakceptowanie komunikatu stwierdzającego, że spotkanie się odbyło, a rozmowy będą kontynuowane.
Warszawa, 19 listopada
Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta, Warszawa 2008.
W miarę upływu czasu można było dostrzec miażdżącą przewagę Wałęsy. Był opanowany, składnie mówił, używał chwytliwych, przekonujących argumentów. Miodowicz mógł na wiele z nich odpowiedzieć, ale nie uczynił tego. Cały czas był w defensywie i w zasadzie ciągle wracał do jednej myśli – w jednym zakładzie pracy musi być jeden związek zawodowy. Nie ulega wątpliwości, że po tej debacie pozycja Wałęsy w Polsce bardzo się umocni. Właściwie trudno będzie przekonać kogokolwiek, dlaczego nie godzimy się na uznanie „S”. [...]
Po audycji zadzwoniłem do W[ojciecha] J[aruzelskiego]. Był wściekły. [...] W istocie rzeczy, Miodowicz stworzył nową sytuację polityczną w kraju.
Warszawa, 30 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1987–1990, Warszawa 2005.
Do spotkania z Miodowiczem przygotowywałem się bardzo gruntownie, wiedząc, że mój przeciwnik liczy — jak to potem przyznał w wywiadach — na „słabszą dyspozycję intelektualną pana Wałęsy”. [...]
Osiem godzin przed wejściem do studia spotkałem się z zacnym gronem osób, które pomogły mi zebrać myśli i rozkręcić się psychicznie. Byli wśród nich Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Adam Michnik, Bronisław Geremek, Janusz Onyszkiewicz... Zaproszono także redaktora Andrzeja Bobera (wyrzuconego z telewizji w stanie wojennym), który dał mi szereg fachowych porad dotyczących postępowania na planie, w świetle jupiterów. [...]
Kiedy wchodziliśmy już obaj do studia, poczułem się niczym zawodowy bokser przed walką o mistrzostwo świata, dlatego nagle wycedziłem przez zęby: „Zniszczę pana!”. Miodowicz spojrzał na mnie zdezorientowany, ale już obsługa telewizyjna zaczęła nas musztrować i ustawiać do świateł.
Warszawa, 30 listopada
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
Całkowicie zrujnowany został dotychczasowy stereotyp osobowości Wałęsy lansowany przez partyjną propagandę. Dla wielu członków PZPR może się to okazać prawdziwym szokiem. W znacznej skali wystąpić mogą oskarżenia wobec kierownictwa partii i aparatu propagandowego o oszukiwanie członków partii.
Wałęsa zaprezentował się jako polityk dużej miary, posiadający jasną i przekonującą wizję przyszłości kraju. Okazał się człowiekiem o nastawieniu konstruktywnym, kierującym się wolą rzeczywistego dialogu i porozumienia.
Warszawa, 1 grudnia
Źródła do dziejów Polski w XIX i XX wieku, t. 6, cz. 2: Lata 1956–1989, wybór tekstów źródłowych Adam Koseski, Józef Ryszard Szaflik, Romuald Turkowski, Pułtusk 2004.
Wczoraj przed kamerami TV odbyła się (zapowiadana i poprzedzona hałaśliwą propagandą reżymowych związków zawodowych, których od 25 do 27 listopada miały swój szumny Zjazd) rozmowa Lecha Wałęsy z przewodniczącym OPZZ Alfredem Miodowiczem. [...]
[Wałęsa] mówił z przekonaniem, płynnie, szczerze, serdecznie, jak prawdziwy trybun ludowy, zyskując z miejsca przewagę nad bezbarwnym i nieruchomym Miodowiczem. [...] „Polacy są źle rządzeni, musimy wreszcie skończyć ze stalinizmem, bo jesteśmy w tyle za Europą”. [...] „Niechże władza nie boi się swojego ludu”. [...] „Będę walczył o „Solidarność” w niedoli, w pracy, dla kraju, dla idei naszych ojców, dla dobra moich dzieci”. [...]
Tak dzielnie rzucał prawdę w oczy nasz bojowy Lechu, ciesząc serce jego zwolenników. Pokonał reżymową kukłę na całej linii, co podkreślają już rozgłośnie zagraniczne, a także robotnicy w wielu zakładach. Pokazane dziś w TV tłumy przechodniów na ulicach oglądające przebieg rozmowy przed sklepami ze sprzętem elektrycznym i w fabrykach, przy pracy na drugą zmianę. Lech odniósł pierwsze zwycięstwo, ale reżymowcy zrobią wszystko, by tego nie uznać, to pewne.
Warszawa, 1 grudnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Wałęsa zaprezentował się jako polityk dużej miary, posiadający jasną i przekonującą wizję przyszłości kraju. Okazał się człowiekiem o nastawieniu konstruktywnym, kierującym się wolą rzeczywistego dialogu i porozumienia. W zestawieniu z czarno-białym schematem lansowanym przez propagandę oficjalną bardzo korzystnie wypadły jego osobiste walory —
wiara i przekonanie w słuszność głoszonych haseł, sprawność intelektualna, kultura osobista i dyscyplina słowa. Hasła Wałęsy argumentowane były jasno i w sposób trafiający do przekonania społeczeństwa. Wałęsa istotnie podważył wiarygodność kierownictwa OPZZ i samego Miodowicza jako rzeczników interesów ludzi pracy. [...] Wałęsa niezwykle sugestywnie i zręcznie rozegrał „kartę radziecką”. Odwołanie się do postępów pierestrojki i reform na Węgrzech pozwoliło mu utrzymać koncepcję „Solidarności” w szeroko rozumianej płaszczyźnie realnego socjalizmu.
Warszawa, 1 grudnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Sprawa ciągle sprowadza się do „Solidarności”. […] i dlatego jeśli już mówimy o tej rozmowie nieszczęsnej, to ona jednak wyrządziła pod tym względem wielkie szkody. Gwałtownie nastąpił przyrost tych, którzy uważają, że „Solidarność” trzeba zalegalizować. […] te dwie sprawy, że „Solidarności” nie ma się co bać, bo właściwie ona tylko tutaj pomoże, bo przecież pluralizm [jest] na całym świecie i tam, gdzie ten świat dobrze prosperuje, to dlaczego u nas nie? i po drugie, ten Wałęsa to mądry człowiek, poważny, odpowiedzialny. To są dwie główne rzeczy, wszystkie inne nie mają większego znaczenia. Zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do „Solidarności”.
Warszawa, 5 grudnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
„PLL LOT ma zaszczyt powitać Lecha Wałęsę, który od dawna nie podróżował naszymi liniami. Mamy nadzieję, że odtąd będzie to robił częściej”. Huragan braw i przez całą drogę kolejka pasażerów ustawia się po autografy: na biletach lotniczych, wizytówkach. Tak rozpoczyna się trzydniowa triumfalna podróż Lecha Wałęsy do Francji, gdzie na zaproszenie prezydenta Mitterranda przewodniczący NSZZ „S” ma wziąć udział w uroczystościach z okazji 40-lecia podpisania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Warszawa–Paryż, 9 grudnia
Na spotkaniu Wałęsy z Polakami [...] zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S”. [...] Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „Wychowałem się na Was, dziękuję” – ale potem [...] wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Jaka Polska. Co i komu doradzałem, Kraków 1993.
11 grudnia na spotkaniu Wałęsy z Polakami, zorganizowanym przez nieocenionych pallotynów, zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S” przy Okrągłym Stole. Pod koniec spotkania przepchaliśmy się z Geremkiem przez gęsty tłum i przedstawiłem go Giedroyciowi — z którym sam nie rozmawiałem już od paru lat. Giedroyc, bardzo uprzejmy, przedstawił następnie Geremka Hertzowej. Herling gdzieś się zapodział.
Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „wychowałem się na was, dziękuję” — ale potem, mimo interwencji Geremka, przypominającego o zasługach „Kultury” i o mikrofonach, wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie. Kiedy już odchodziliśmy, w towarzystwie wzruszonego Yves Montanda, który twierdził, że tego wieczora wszystko rozumie po polsku, zobaczyłem na skraju podium Józefa Czapskiego. Złapałem Wałęsę za ramię i pociągnąłem w kierunku Józia. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu — wiedział, kto to jest, uścisnął go i wycałował, co przy wielkiej różnicy wzrostu było nie lada wyczynem. Podczas tej operacji Józio o mało nie spadł z podium. Dziękował mi potem ze łzami w oczach za „zaszczyt i przyjemność”, którą mu sprawiłem.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Co i komu doradzałem, Warszawa 1993.
Wróciwszy do Gdańska, wpadłem zaraz w wir spraw bieżących i 18 grudnia po raz piąty skrzyknąłem reprezentatywne grono osób (przybyło 119 na 135 zaproszonych). Zdecydowaliśmy się powołać wówczas Komitet Obywatelski przy przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Miał on stanowić zaplecze intelektualne oraz kadrowe na wypadek dojścia do wolnych wyborów, jak również wyłonić niezależnych ekspertów do prowadzenia negocjacji przy Okrągłym Stole.
Gdańsk, 18 grudnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Editions Spotkania, Warszawa 1991.
[...] Nie ma takich przesłanek, aby sądzić, że sprawa „Solidarności” rozejdzie się po kościach. Dane z MSW mówią o rozszerzaniu się tego zjawiska. Wcześniej czy później zjawisko, które jest, będzie musiało być zauważone. Wybór polega na tym, czy na „Solidarność” się zgodzimy, czy też zostanie nam ona narzucona. Obecna sytuacja — czysto życzeniowa — żadnego problemu nie rozwiązuje. „Solidarność” jest faktem, istnieje mimo naszych restrykcji. Nie ma też przesłanek, aby przy pomocy środków restrykcyjnych zlikwidować to zjawisko w przyszłości. [...]
Nasze dotychczasowe stanowisko nastawione jest faktycznie na storpedowanie „okrągłego stołu”. W tym materiale, który ma charakter tajny, otwarcie możemy powiedzieć, iż wrażenie jest takie, że warunki wstępne stawiamy my, a nie strona przeciwna. Powinniśmy również sobie powiedzieć, że w gruncie rzeczy nie chcemy „okrągłego stołu”.
„Okrągły stół” bowiem — tak czy inaczej — musi w jakiejś formie doprowadzić do legalizacji „Solidarności”. A tego obawiamy się jak zarazy, bo w najlepszym dla nas przypadku musi doprowadzić do całkiem nowego modelu ruchu związkowego. [...]
Chłodny realizm mówi, że zjawisko, które jest, musi być uznane, a stanowisko Wałęsy obecnie formułuje możliwości kompromisu.
Jest oczywiście możliwe, że po legalizacji „Solidarności” Wałęsa zmieni swój pojednawczy ton. I z takim ryzykiem należy się liczyć. Ale partia, której większość się chwieje, nie ma innej drogi, jak pójść na to ryzyko. [...]
21 grudnia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Drogi Szefie. [...] Chciałbym też wyrazić pogląd w sprawie niepopularnej i dla pana osobiście irytującej. Uważam mianowicie, że w obliczu szansy zalegalizowania „Solidarności” należy podjąć wysiłek zjednoczenia wszystkich „solidarnościowców”, którzy uważają się nadal za członków Związku. Opowiadam się więc za zrealizowaniem zeszłorocznego projektu A[ndrzeja] Celińskiego, tj. za zwołaniem „sejmiku”, na który należałoby zwołać zarówno pozostających w kraju członków Komisji Krajowej, jak i członków struktur powstałych w okresie stanu wojennego i wreszcie przedstawicieli struktur nowo powstających (komitetów strajkowych z 1988 r., komitetów organizacyjnych, komitetów założycielskich). Osobiście sądzę, że przedstawiciele nowo powstałych struktur powinni mieć co najmniej połowę delegatów.
20 stycznia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Drogi Szefie,
Ponieważ w sobotę muszę pozostać w Warszawie ze względu na toczące się rozmowy państwowo–kościelne, pozwalam sobie przekazać tą drogą na Pana ręce (do ew[entualnego] wykorzystania także na posiedzeniu KKW) następujące sugestie i wnioski:
[...] 4. Sądzę, że uchwała KC w sprawie pluralizmu związkowego daje podstawę do podjęcia rozmów „okrągłego stołu”, z tym że na podstawie doświadczeń jesiennych nie doradzałbym tworzenia ciała wielogłowego. Sądzę, że powinna być wyłoniona nieliczna grupa wiodąca (prezydialna), z której udziałem winny się odbywać posiedzenia poszczególnych zespołów o zmiennym składzie, w zależności od problematyki i to niezbyt liczne.
20 stycznia
Polska 1986–1989: koniec systemu, Tom 3, Dokumenty, red. Antoni Dudek, Andrzej Friszke, Warszawa 2002.
Drogi Szefie,
[...]
1. Sądzę, że sprawą pilną jest powołanie niezbyt licznego zespołu celem opracowania projektu statutów „Solidarności”, które dopasowałyby nasz Związek do ustawy o związkach zawodowych. Szczególnie ważne jest opracowanie wzorca dla organizacji zakładowych, gdyż operowanie jednolitymi statutami na szczeblu zakładów pozwoli na zachowanie jednolitości Związku. Oczywiście projekty powinny objąć również wyższe ogniwa, aż do ogniwa centralnego włącznie. Myślę, że przewodnictwo zespołu mógłby objąć Lech Kaczyński jako fachowiec i to mieszkający na miejscu, w Gdańsku.
2. Sądzę, że jest czas najwyższy zerwać z tajnością struktur, zwłaszcza na szczeblu zakładowym (z wyjątkiem spraw wydawniczych i finansowych). Związek powinien możliwie szerokim frontem tworzyć struktury jawne.
3. Chciałbym też wyrazić pogląd w sprawie niepopularnej i dla Pana osobiście irytującej. Uważam mianowicie, że w obliczu szansy zalegalizowania „Solidarności” należy podjąć wysiłek zjednoczenia wszystkich „solidarnościowców”, którzy uważają się nadal za członków Związku. Opowiadam się więc za zrealizowaniem zeszłorocznego projektu A. Celińskiego, tj. za zwołaniem „sejmiku”, na który należałoby zwołać zarówno pozostających w kraju członków Komisji Krajowej, jak i członków struktur powstałych w okresie stanu wojennego i wreszcie przedstawicieli struktur nowo powstających (komitetów strajkowych 1988 r., komitetów organizacyjnych, komitetów założycielskich). Osobiście sądzę, że przedstawiciele nowo powstałych struktur powinni mieć co najmniej połowę delegatów.
4. Sądzę, że uchwała KC w sprawie pluralizmu związkowego daje podstawę do podjęcia rozmów „okrągłego stołu”, z tym że na podstawie doświadczeń jesiennych nie doradzałbym tworzenia ciała wielogłowego. Sądzę, że powinna być wyłoniona nieliczna grupa wiodąca (prezydialna), z której udziałem winny się odbywać posiedzenia poszczególnych zespołów o zmiennym składzie, w zależności od problematyki, i to niezbyt liczne.
Warszawa, 20 stycznia
Archiwum prywatne A. Stelmachowskiego, [cyt. za:] Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3, Dokumenty, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.
I Sekretarz KC poinformował, że o godz. 11.30 tow. Kiszczak spotyka się z L. Wałęsą. Z uwagi na ograniczony czas zwrócił się o skoncentrowanie uwagi na najważniejszych problemach związanych z tym spotkaniem.
Tow. J. Czyrek jako przewodniczący sztabu przygotowującego „okrągły stół” poinformował, że dzisiejsze spotkanie odnosi się do spraw:
wybory do Sejmu,
pluralizm związkowy, czyli „Solidarność”,
skład uczestników „okrągłego stołu”.
Uważamy, że zgoda na wybory na wspólnej platformie to klucz do dialogu w pozostałych kwestiach. Możemy poinformował o stanie prac nad ordynacją wyborczą. Będą dążyli do maksymalnie dużej ilości okręgów jednomandatowych. Można się na to zgodzić, ale pod warunkiem, że będą z tej formy korzystały różne siły, nie tylko opozycja.
Warszawa, 27 stycznia
Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC, oprac. Stanisław Pierzkowski, Aneks, Londyn 1994.
Wysiłek nasz był i jest marnotrawiony, praca jest źle opłacana, nic się nie dzieje normalnie. Jest to rezultat złego systemu, rezultat braku wolności. Nadal jeszcze czujemy na plecach oddech Stalina.
Tak dalej być nie może. To się musi zmienić – żeby w Polsce dało się żyć, żeby Polacy poczuli się gospodarzami we własnym kraju. [...]
Ten stół otacza narodowa nadzieja, ale także nieufność. Będą ludzie, którzy tego, czego się dopracujemy, nie zaakceptują. Nie możemy tego nie widzieć i nie uszanować.
Warszawa, 6 lutego
„Trybuna Ludu” nr 32, z 7 lutego 1989.
W pierwszym dniu wyłoniono obsadę trzech podstawowych zespołów (tak zwanych stolików): 1) do spraw gospodarki i polityki społecznej (przewodniczącym z naszej strony został Witold Trzeciakowski), 2) do spraw pluralizmu związkowego (Tadeusz Mazowiecki), 3) do spraw reform politycznych (Bronisław Geremek). W ramach powyższych zespołów rozpoczęły niebawem pracę podzespoły i grupy robocze (podstoliki) do spraw: reformy prawa i sądów; środków masowego przekazu; samorządu terytorialnego; stowarzyszeń, oświaty; szkolnictwa wyższego, nauki i postępu technicznego; młodzieży; polityki mieszkaniowej; rolnictwa; polityki socjalnej wsi; górnictwa; zdrowia; ekologii. W sumie pertraktowało kilkuset negocjatorów, doradców, ekspertów i asystentów, Bóg wie kogo — a wszystko po to, by po raz pierwszy od 50 lat ustalić i zagwarantować polityczny kurs na demokrację.
Warszawa, 6 lutego
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
Oświadczam — gdyby KPN przejęła władzę, uciekłbym z kraju.
9 lutego
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Polska jest nas wszystkich. Zrobiono jednak z tą Polską, co zrobiono. Czterdzieści lat trzeba czekać na mieszkanie, młodzież ucieka z kraju, traktując go jak macochę. Rolnicy zostawiają ziemię i wyjeżdżają do miasta szukać pracy.
[...]
Ja wiem, że niektórzy z was myślą: panie Lechu, pan znów jest naiwniakiem, w tym systemie nic się nie da zrobić, przecież w osiemdziesiątym roku uwierzyliśmy i co? Dzisiaj pan znowu wierzy i znów pana nabiorą. Proszę państwa, nie wierzyłem w osiemdziesiątym roku, nie wierzę teraz i nie uwierzę żadnej władzy. Proszę, nie wierzcie też Lechowi Wałęsie. Natomiast wierzę w struktury, wierze w was, wierzę, że jeśli będą możliwości pluralistyczne, to potworzycie organizacje, powybieracie się, będziecie sami gospodarować i bogacić się i sami będziecie bronić swoich interesów.
Mistrzejowice, 9 lutego
Polska jest nasza! — spotkanie z Lechem Wałęsą, Mistrzejowice, 9 lutego 1989, „Miesięcznik Małopolski”, nr 23, z 14 marca 1989.
Mój zawód nie należy do tych, w których można się zbyt łatwo wzruszać. Widziałem zbyt wiele i zbyt blisko byłem tuż obok wielkiej sceny politycznej. Gdy jednak 9 lutego przed kościół w Mistrzejowicach zajechał samochód z Lechem Wałęsa, gdy ludzie krzyknęli: „Solidarność”, poczułem skurcz w gardle i jakby wstyd równocześnie, że tak łatwo się wzruszam — czyżby starość? A przecież tak samo przeżyli to o wiele młodsi ode mnie. I choć przyszło mi się przebijać przez tłum i kolejne szpalery porządkowych, nie mogłem nie myśleć o tych wszystkich, których znam z Mistrzejowic i o tych, których nie znam, ale dla nich piszę. To dzięki wam ja również poczułem smak zwycięstwa i radości, o którą coraz trudniej. Dziękuję. […]
Msza święta, tym razem w kościele na górze — jak powiedział ksiądz Jancarz: „Dziś wyszliśmy z podziemia”. Niezliczona ilość ekip telewizyjnych z sieci całego świata. W tym oficjalna, po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Ich również wita ksiądz Kazimierz. Oficjalne powitania przez działaczy „Solidarności” — potem mówi ksiądz Jankowski, który towarzyszy Wałęsie. Nastrój skupienia, słowa bowiem nie obiecują łatwych triumfów, lecz mówią o tym, jak wiele jest jeszcze do zrobienia przez nas samych i w nas samych. Wiele minut modlitwy. Ludzie są ze sobą razem i każdy zarazem sam — blisko swych najbardziei, intymnych rozmyślań, blisko Boga.
Mistrzejowice, 9 lutego
„Hutnik” nr 3/188, z 13 lutego 1989.
Drogi Lechu: witając Cię w imieniu Regionalnego Komitetu „Solidarności”, witam Cię zarazem w imieniu tysięcy członków naszego Związku, skupionych w ponad 70 organizacjach zakładowych, które już podjęły jawną działalność. Witamy Cię w miejscu szczególnym: kościół w Mistrzejowicach jest bowiem tym dla Krakowa, czym kościół św. Brygidy dla Gdańska, a Huta im. Lenina jest dla „Solidarności” Małopolskiej tym, czym dla całego kraju jest Stocznia Gdańska. Strajk, który miał tu miejsce w kwietniu i maju ubiegłego roku, zapoczątkował szeroki ruch odradzania jawnej działalności w Regionie. [...]
Lechu: kiedy byłeś u nas przed ośmiu laty, jesienią 1980 roku, budowaliśmy od podstaw nasz Związek, naszą „Solidarność”. Teraz odbudowują Związek ci, których nie złamały represje stanu wojennego, ci, którzy przez minione siedem lat działali w tajnych strukturach związkowych i walczyli o „Solidarność”. [...] Teraz odbudowują Związek także ci, którzy w Sierpniu ‘80 roku patrzyli na „Solidarność” z ław szkolnych. [...] Odbudowując nasz Związek, nie zapominamy o innych organizacjach, walczących także o prawo do legalnego istnienia. [...] Jesteśmy bowiem przekonani, że tylko współpraca różnych, niezależnych organizacji może zapewnić osiągnięcie rozsądnego kompromisu z władzami państwowymi, jaki zostanie, w co chcemy wierzyć, osiągnięty w czasie rozpoczętych przed kilkoma dniami obrad „okrągłego stołu”.
Kraków-Mistrzejowice, 15 lutego
„Kronika Małopolska” nr 126, z 5 lutego 1989.
Wałęsa: Na jedną sprawę pragnę zwrócić uwagę, na problem prezydenta. Winien być on tak usytuowany w naszym systemie, by był to prezydent demokratyczny, ale nie o takich kompetencjach, by jego odejście mogło nastąpić tylko przez rozstrzelanie. Oczywiście zaostrzyłem to, ale chodzi nam o to, że nie możemy się zgodzić na więcej niż zapłacimy.
[Lech] Kaczyński: Przedstawiony model prezydenta jest to model autorytarny. Dysponuje on olbrzymimi prerogatywami.
[...]
Kwaśniewski: Czy Senat mógłby być wybierany tak jak Sejm?
Geremek: Senat powinien być wybierany w wolnych wyborach.
Sekuła: Czy mamy rozumieć, że wy zgodzilibyście się na to, iż zgromadzenie narodowe złożone z Sejmu i drugiej izby wybierałoby prezydenta?
Geremek stwierdził, iż byłaby to propozycja interesująca.
Sekuła: Proponujecie więc, aby Sejm był wybierany tak, jak to ustaliliśmy, druga izba wybierana by była w wolnych wyborach, a obie izby wybierałyby prezydenta.
Magdalenka k/Warszawy, 2 marca
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
Nie negując drugorzędności problemu, który zamierzam niżej przedstawić wobec spraw decydujących być może o przyszłości Narodu i Kraju, proszę o poświęcenie mu jednak trochę uwagi.
Otóż chodzi o los, o przyszłość tych wszystkich działaczy-weteranów NSZZ „Solidarność”, szczególnie z prowincji, szarych i bezimiennych, którzy po 13 grudnia byli bezkarnie prześladowani, szykanowani, wyrzucani z pracy, pozostawali niejednokrotnie bez środków do życia. Niejednokrotnie do dzisiaj pracy dostać nie mogą, jeżeli nie w ogóle, to w swoim zawodzie. [...]
Interesuje mnie, czy ktoś w ramach „okrągłego stołu” pomyślał, bądź pomyśli o tych ludziach, o jakimś zadośćuczynieniu, choćby symbolicznym, rehabilitacji, rekompensacie, choćby w formie zaliczenia okresu bezrobocia do stażu pracy i uprawnień rentowo-emerytalnych, pomocy w znalezieniu pracy itp.
13 marca
Okrągły Stół. Dokumenty i materiały, Kancelaria Prezydenta RP, Tom III, red. Włodzimierz Borodziej, Andrzej Garlicki, Warszawa 2004.
Aleksander Kwaśniewski: Przenieśmy nie załatwione tematy do Komisji Porozumiewawczej. Nie traćmy nadziei. Porozmawiajmy o finale Okrągłego Stołu.
Lech Wałęsa: Miałby pan rację, gdybyśmy powiedzieli, że przekładamy wybory na jesień. […]
Czesław Kiszczak: Po naszej stronie ten pogląd ma większość.
Stanisław Ciosek: Przełożenie terminów wyborów jest realne.
Tadeusz Mazowiecki: Jest oczywiste, ze byłoby to w innym układzie politycznym.
Czesław Kiszczak: Sądzę, że w całkowicie innym.
Magdalenka k/Warszawy, 29 marca
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Drodzy Delegaci!
Prawem rodziców jest wychowywać swoje dzieci zgodnie z własnym sumieniem i własnymi przekonaniami. Stowarzyszenia i organizacje wychowawcze mogą im jedynie w tym zadaniu pomagać. Dlatego cieszy mnie powstanie Waszej organizacji, gdyż wierzę, że wielu rodziców znajdzie w niej takiego właśnie sprzymierzeńca i pomocnika. Wychowujcie swoich członków na prawych ludzi i dobrych Polaków. Przed Wami trudne zadania, których nikt nie rozwiąże za Was.
Walczyliśmy o pluralizm dla wszystkich, a więc także i dla Was. Dlatego wykorzystujcie szanse, które otworzyły się w wyniku negocjacji „okrągłego stołu”. Moim zadaniem było wywalczyć możliwość działania, waszym jest nie zmarnować mojego trudu. Działajcie tak, by udowodnić swą przydatność w pluralistycznym społeczeństwie.
Adam F. Baran, Harcerska alternatywa, ZHR w latach 1989–1990, Warszawa 2000.
Komisja Młodzieży Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie przekazuje uczestnikom Zjazdu serdeczne pozdrowienia i życzenia dobrych obrad.
Niezależne harcerstwo jest ruchem o dużym zakresie działania i niemałym już dorobku. Wymaga to uznania prawnego. Prawo nie może negować istotnych i pożytecznych zjawisk społecznych, gdyż jest wówczas prawem złym.
Popieramy zatem starania o stworzenie ram prawnych dla legalizacji ZHR i wszystkich organizacji harcerskich. Będziemy w tej sprawie robić, co tylko można, niepokoi nas bowiem uparte utrzymywanie monopolu ZHP w przygotowywanej obecnie ustawie o stowarzyszeniach.
Sądzimy, że Wasza harcerska służba wniesie w życie polskiej młodzieży wielkie i konieczne wartości tak dziś potrzebne naszemu społeczeństwu.
Za Komisję
Przewodniczący prof. Paweł Czartoryski,
ok. 1–2 kwietnia
Adam F. Baran, Harcerska alternatywa, ZHR w latach 1989–1990, Warszawa 2000.
Dziewięć tygodni rozmów o najważniejszych sprawach naszej ojczyzny pozwoliło nam dojść do przekonania, że w sytuacji, w której się znajdujemy, nie ma już mowy o handlu między różnymi stronami, ale tylko o wielkim ryzyku, które ponoszą wszyscy, którzy czują się odpowiedzialni za Polskę. Albo potrafimy jako naród budować — w sposób pokojowy — niepodległą, suwerenną, bezpieczną równoprawnymi sojuszami Polskę, albo utoniemy w chaosie demagogii i w rezultacie w wojnie domowej, w której nie będzie zwycięzców. [...]
Zabiegaliśmy o konkretne ustalenia, które mogą zostać wcielone w życie natychmiast. Takie jak legalizacja „Solidarności”, „Solidarności Rolników”, Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Te postulaty zostały przez stronę rządowo-koalicyjną przyjęte. [...]
Po raz pierwszy rozmawialiśmy ze sobą posługując się siłą argumentów, a nie argumentami siły. To dobrze wróży na przyszłość. Uważam, że obrady Okrągłego Stołu mogą się stać początkiem drogi do demokratycznej i wolnej Polski.
Warszawa, 5 kwietnia
„Trybuna Ludu” nr 81, z 6 kwietnia 1989.
Najogólniej rzecz biorąc, ustalenia Okrągłego Stołu przedstawiały się następująco:
1) „Stolik” związkowy opracował trzy projekty ustaw regulujących pluralizm w ruchu zawodowym, a ponadto przeforsował sprawę nowelizacji ustawy o funduszu socjalnym wsi. Niestety, póki co, nie udało się wywalczyć pluralizmu związkowego dla wojska i policji, a także dla urzędów państwowych i sądownictwa.
2) „Stolik” polityczny określił zasady daleko idącej reformy władz państwowych, a także nowej, zdemokratyzowanej ordynacji wyborczej do Sejmu (35 procent mandatów dla opozycji) i Senatu (pełne wolne wybory). Ustalono również powołanie urzędu prezydenta i silnej władzy wykonawczej.
3) „Stolik” gospodarczy osiągnął w sumie kilkadziesiąt ważnych uzgodnień dotyczących ekonomii i polityki społecznej. [...]
5 kwietnia 1989 wieczorem, w 60. dniu negocjacji (uczestnicy różnych podstolików spotykali się po kilkanaście razy), Okrągły Stół kończył swą misję. Moment finału usiłowali jeszcze zakłócić działacze spod znaku OPZZ, którzy oświadczyli, że jeśli Miodowicz nie otrzyma głosu — i to jako trzeci, „po Kiszczaku i Wałęsie” — delegacja OPZZ demonstracyjnie opuści salę i nie podpisze dyskutowanego do ostatniej chwili porozumienia w sprawie indeksacji płac. [...] Mnie osobiście dziwiło tylko, że pan Miodowicz — rzekomy obrońca uciśnionych — dla własnej ambicji gotów był zaniechać parafowania jednego z najważniejszych dokumentów „stolika” gospodarczego. [...]
Podsumowując obrady, generał Czesław Kiszczak powiedział między innymi: „Dokonało się dzieło prawdziwie wspólne. Wspólny jest dorobek i płynąca z niego satysfakcja. Byłoby źle, gdyby pojawiły się spekulacje, kto ile wygrał — kto ile stracił. [...]”.
Następnie przyszła kolej na mnie, zatem odchrząknąłem w kułak i rzekłem prosto do kamer: „Nie ma wolności bez Solidarności”...
Warszawa, 5 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
6 kwietnia 1989 odbyłem długą konferencję prasową. „Ramy osiągniętego sukcesu — zaznaczyłem — trzeba szybko wypełnić praktyczną materią, bo Polacy zbyt często mieli takie doświadczenie, że zaraz po zwycięstwie odkładali kosy, a wtedy wszystko wracało do złej normy. Pięknie oprawiona książka może zawierać złą treść. Odpowiadając na pytania osobiste, stwierdziłem: Wielu ludzi ma do mnie pretensje, że się zmieniłem, że kiedyś byłem bardziej emocjonalny, że prezentowałem szczery uśmiech... Otóż w pewnym momencie musiałem zejść z drzewa i przestałem stroić miny. Po prostu zacząłem kalkulować, zrobiłem się wyrachowany, giętki i cwany. Pewnie dlatego ci, co hołubili obraz Lesia-poczciwca, krzyczą teraz: kto to właściwie jest, robotnik czy polityk?!”
Warszawa, 6 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności, Warszawa 1991.
Dyskutowaliśmy tak siedem godzin, a efektem była krótka uchwała, w której Komitet Obywatelski ostatecznie wyraził gotowość objęcia patronatu nad kampanią wyborczą do Sejmu i Senatu jako Komitet Obywatelski „Solidarność” (69 głosów za; 19 przeciw, czyli za wnioskiem A. Halla; 13 wstrzymujących się). Ustalono, że KO „Solidarność” utworzy „centralną” listę kandydatów opozycyjnych na podstawie list regionalnych, nad których sporządzaniem czuwać będą działacze związku zawodowego „Solidarność”. W celu sprawnego przeprowadzenia kampanii wyborczej Komitet powołał 5 zespołów: do spraw organizacji, do spraw radia i telewizji, do spraw koordynacji listy kandydatów, do spraw „Gazety Wyborczej” i do spraw programu wyborczego. Ponadto zdecydowano o powołaniu rady nadzorczej funduszu wyborczego.
Tegoż dnia, korzystając ze sposobności, zatwierdziliśmy oświadczenie na temat podejrzanych utrudnień w zarejestrowaniu Niezależnego Zrzeszenia Studentów (mimo odpowiednich ustaleń w trakcie Okrągłego Stołu) i Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Zaprotestowaliśmy także przeciw brutalnym akcjom ZOMO wobec pokojowych demonstracji w Lublinie i Poznaniu.
Warszawa, 8 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Eminencjo, Księże Kardynale,
W najbliższy wtorek ma się zebrać na pierwszym posiedzeniu Komisja Porozumiewawcza stron, które zasiadały przy „okrągłym stole”. Ma to dać też okazję do spotkania z najwyższymi czynnikami państwa. Zależy nam bardzo na tym, żeby tak jak przy „okrągłym stole” obecni byli przedstawiciele Kościoła, jako świadkowie i obserwatorzy. Byłoby bardzo dobrze, by zachować ciągłość. Ze swej strony pozwalam sobie zwrócić się do księdza Prymasa, by tak jak dotąd Ksiądz Biskup Gdański i Ksiądz Dyrektor Orszulik, bądź przynajmniej jeden z nich, zechciał być obecny przy tym spotkaniu. Przyszły skład Komisji będzie ustalony później. Mam nadzieję, że Ksiądz Prymas przychyli się do tej prośby.
Łączę wyrazy synowskiego oddania.
Gdańsk, 15 kwietnia
Alojzy Orszulik, Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989, Warszawa–Ząbki 2006.
20 kwietnia 1989 papież udzielił mi audiencji w swojej bibliotece. Przede mną przyjmowany był prezydent katolickiej Irlandii, korzystałem więc z całej bogatej oprawy przysługującej głowie państwa: chodziłem po czerwonych chodnikach, wysłuchiwałem uroczystych stuknięć halabardami w wykonaniu watykańskich gwardzistów. Był to gest Ojca Świętego, bo w końcu głową państwa nie byłem.
Rozmawialiśmy czterdzieści minut. Opowiedziałem o ostatnich wydarzeniach, o intencjach stron Okrągłego Stołu, o „Solidarności”, o generale Jaruzelskim, wytrzymałości społeczeństwa. Było również trochę dawniejszych wspomnień. Zapewniłem papieża, że nie będziemy szukać na nikim rewanżu i pokażemy, że chrześcijańskie zasady nie są dla nas tylko frazesami. To będzie najtrudniejszy etap — bez usprawiedliwień, bez taryfy ulgowej, jaka przysługiwała społeczeństwu gnębionemu przez komunę. Musimy pokazać, że mamy ludzi potrafiących nie tylko walczyć i konspirować, ale także pracować. (Łowcy sensacji spodziewają się po takich rozmowach Bóg wie czego, węsząc jakieś tajemne plany, a zwykle są to przyjacielskie, ludzkie pogawędki, mające podtrzymać na duchu, wesprzeć dobrą radą. Tak było i tym razem).
Watykan, 20 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Do Rzymu przybyłem również jako półoficjalny „ambasador” poszukujący pomocy gospodarczej. Wieczorem 21 kwietnia odwiedziłem CNEL — Włoski Komitet ds. Gospodarki i Pracy, rodzaj komisji porozumiewawczej związkowców i przemysłowców — przekonując zgromadzonych o potrzebie inwestowania w Polsce. Mówiłem, że tam, gdzie brakuje wszelkich towarów, prężny przemysł włoski może robić dobre interesy, wobec czego narodził się pomysł, żeby zorganizować w Polsce forum gospodarcze w celu zorientowania się, jakie są możliwości współpracy z Włochami. Generalnie jednak, mimo mojego zachęcenia, panował klimat ostrożności, gdyż niektórzy z obecnych zetknęli się już z utrudniającym wówczas życie gąszczem polskich przepisów podatkowych.
Rzym, 21 kwietnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
7 maja pojechałem na wiec wyborczy do Płocka, gdzie rozpocząłem pobyt od uczestnictwa w procesji z relikwiami św. Zygmunta (patrona Płocka). Następnie przedstawiłem licznie zebranym mieszkańcom kandydatów na senatorów z tego regionu i trochę pogadałem. „Jeśli nie wygramy wyborów — powiedziałem — to nie narzekajcie na Wałęsę, tylko na siebie”. Podobne zdania wygłaszałem później przez cztery tygodnie w dziesiątkach innych miast.
Płock, 7 maja
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Organizujcie się! [...] Róbcie biznes, brońcie swoich interesów, działajcie! Tylko żeby ludziom chciało się chcieć.
Dopiero przyszłe wybory będą naprawdę wolne. Więc teraz twórzmy przyczółki, zdobywajmy teren. To jest właśnie zadanie wybranych przeze mnie ludzi. Wybranych — przyznaję — nie zawsze demokratycznie. Nie było czasu na demokrację.
Bydgoszcz, 20 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 12, z 23 maja 1989.
Naród polski jest jeden w kraju i poza jego granicami. W imię tej jedności, w imię wspólnej troski o 0jczyznę, wzywam Polaków żyjących na emigracji do uczestnictwa w wyborach 1989. Tym razem wiele od nas zależy. Oddając swój głos na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” pomagasz Krajowi, wspierasz szansę Polski niepodległej, demokratycznej i sprawiedliwej. Te wybory Polska musi wygrać! Pomóż nam - oddaj swój głos na „Solidarność”.
22 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 11, 22 maja 1989.
Zwracam się: z osobistym, serdecznym apelem o udział w wyborach i o oddanie głosów na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.
Proszę o to nie dla siebie, nie dla „Solidarności” dla Polski. Dla naszego lepszego dziś i jutra.
Nie mówię, że inni kandydaci są gorsi od naszych, ale wiem, że jeśli chcemy teraz osiągnąć to wszystko, co możliwe, to musimy działać wspólnie: my w dniu wyborów, a wybrani przez nas ludzieprzez cztery lata w Sejmie i Senacie.
Każdy, kto nie idzie do wyborów, zmniejsza szansę, naszego zwycięstwa a przecież musimy zwyciężyć.
Uczestnicząc w wyborach, głosując na naszych kandydatów opowiadamy się za zmianą w spokoju. Opowiadamy się za tym, aby Polska stała się krajem dobrze rządzącym, krajem, w którym daje się żyć. I chce się żyć.
Powtórzę to, co powtarzam od początku kampanii wyborczej to nie jest jeszcze wolność i demokracja, ale to jest na drodze do wolnej, demokratycznej, gospodarnej Polski.
Gdańsk, maj
Nr 0, dodatek do „Gazety Wyborczej” nr 19, z 2 czerwca 1989.
4 czerwca 1989 poszliśmy do urn. Z murów, szyb wystawowych, drzew, pojazdów narzucały się hasła wyborcze. W pobliżu obwodowych komisji wyborczych stanęły pikiety „Solidarności” instruujące niezorientowanych, jak wybrać kandydata z listy Komitetu Obywatelskiego. Wiele osób starszej daty szło głosować po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej, stosunkowo mało natomiast widać było młodzieży. Mimo to byliśmy świadomi, że na naszych oczach rozgrywa się egzamin dla kilku pokoleń i że od następnego ranka Polska będzie już innym krajem. Uczestnicząc w wyborach i głosując na naszych kandydatów, opowiadaliśmy się za zmianami bez rozlewu krwi, a przecież scenariusz mógł być inny. Tego samego dnia na placu Niebiańskiego Spokoju, w centrum Pekinu, wojsko dobijało setki zmasakrowanych, manifestujących wcześniej na rzecz demokracji studentów...
Gdańsk, 4 czerwca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Jesteśmy na cienkiej gałęzi. Trudno o reformy, jeśli zabraknie partnera. Nie możemy go porzucić, nie jesteśmy przygotowani, nie ma innej grupy do rządzenia tym krajem. Może ona wyrosnąć za cztery lata. [...] Ja będę forsował propozycję, byśmy byli opozycją, a nie wchodzili w skład rządu.
Gdańsk, 9 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 25, z 12 czerwca 1989.
Jeśli koalicja uformuje rząd, to „Solidarność” opowie się za prof. [Władysławem] Baką [na stanowisku przemiera]. Jeśli opozycja miałaby utworzyć rząd, to premierem byłby prof. [Bronisław] Geremek.
Warszawa, 4 lipca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Miało to być spotkanie ściśle prywatne — tylko George i Barbara Bush, Lech i Danuta. Ale Lech nie mówi po angielsku. Ani Danuta. W jakimś momencie przygotowań Lech zaproponował, żeby doprosić Johna, ale pomysł upadł, bo gdyby był John, to Bakera też trzeba by zaprosić, a jak Bakera, to i Scrowcrafta, i co wtedy zrobić z Sununu? Stanęło w końcu na tłumaczu przy stole, z tym że na spacer po ogrodzie Bush i Lech mieli pójść tylko we dwóch. Jakiś dowcipniś z ambasady radził, żeby tłumacza przebrać za wiewiórkę. Wszystko to było trochę absurdalne, bo przy tej liczbie dziennikarzy, tłumaczy, członków ochrony i zwykłych pieczeniarzy, pojęcie „prywatności" w odniesieniu do prezydenta zakrawa w najlepszym razie na sprzeczność.
Wizyta w Gdańsku i tak przypominała wielką demonstrację polityczną. Na trasie przejazdu z lotniska zgromadziło się dwadzieścia pięć tysięcy ludzi. Jeszcze większe tłumy wyległy pod bramę Stoczni (podówczas im. Lenina), gdzie Bush zjawił się z Wałęsą pod pomnikiem ofiar 1970 roku — ponadczterdziestometrową stalową konstrukcją złożoną z trzech zwieńczonych kotwicami krzyży, którą wzniesiono w grudniu 1980 roku (Wałęsa osobiście uczestniczył w spawaniu pomnika i zapalił pod nim wieczny ogień).
Prosto ze Stoczni prezydent udał się na Westerplatte, miejsce, gdzie padły pierwsze salwy drugiej wojny światowej. Bush złożył tam wieniec, a w swoim przemówieniu oddał też sprawiedliwość Jaruzelskiemu, mówiąc: „Podejmując owe historyczne posunięcia, władze dały dowód mądrości i wyobraźni”. W tym czasie świta pani Bush torowała jej drogę do gdańskiego Ratusza. Na pięknie wybrukowanym pieszym trakcie kłębiły się tłumy, które niemal bez naszego udziału niosły całą grupę ku Zielonemu Mostowi na drugim końcu Starego Miasta, skąd po spotkaniu z burmistrzem Gdańska i wpisaniu się do sześćsetletniej Księgi Miasta (zawierającej wpis Piotra Wielkiego!) prezydencka para miała się udać wprost na lotnisko. A że byliśmy, jak zwykle, trochę spóźnieni, nadgorliwcy z prezydenckiej obsługi chcieli szacowną księgę zabrać do limuzyny i dać ją prezydentowi do wpisu podczas jazdy na lotnisko. Żeby zaoszczędzić parę minut! Z trudem zdołaliśmy im to wyperswadować.
Gdańsk, 11 lipca
Helen Carey Davis, Amerykanka w Warszawie. Wspomnienia żony amerykańskiego dyplomatyz czasów poprzedzających upadek komunizmu w Polsce, Kraków 2001.
Jedynym rozsądnym wyjściem będzie przekazanie rządu tym siłom, które korzystają z poparcia większości społeczeństwa.
25 lipca
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
25 lipca spotkałem się w Belwederze z nowo wybranym prezydentem, aby omówić 10 tez wystąpienia Jacka Kuronia na odbytym pięć dni wcześniej posiedzeniu Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego oraz przedstawić własne stanowisko w sprawie rządu. Stwierdziłem mianowicie, że wobec pogarszającej się stale sytuacji ekonomicznej kraju, a więc i narastających napięć, jedyną rozsądną decyzją byłoby przekazanie misji sformowania rządu tym siłom, które korzystają z poparcia większości społeczeństwa. Ponieważ jednak sprawująca władzę koalicja prawdopodobnie nie jest gotowa do akceptacji takiego rozwiązania, będzie musiała przejąć całą odpowiedzialność za powołanie nowej rady ministrów. Mimo to — oznajmiłem — zamierzam powołać „gabinet cieni”, aby przygotować się do rozwiązań, które prędzej czy później staną się nieuchronne.
Generał Jaruzelski przedstawił ze swej strony koncepcję rządu wielkiej koalicji — z szeroką reprezentacją przedstawicieli opozycji (łącznie z funkcją pierwszego wicepremiera). Zaproponowałem na to alternatywną formułę: powołania rządu w całości przez opozycję albo rządu koalicyjnego z opozycją, ale bez reprezentantów „Solidarności”. W rezultacie nie doszliśmy do żadnych wiążących uzgodnień.
Warszawa, 25 lipca
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Jedynym rozwiązaniem politycznym jest powołanie Rady Ministrów w oparciu o koalicję „Solidarności”, ZSL i SD, o co będę zabiegał.
7 sierpnia
Antoni Dudek, Agonia Peerelu, "Karta" nr 27/1999.
Regionalny Komitet NSZZ „Solidarność” Małopolska wraz z przedstawicielami komisji zakładowych wzywa wszystkie organizacje zakładowe „Solidarności” naszego Regionu do godzinnego strajku protestacyjnego w piątek, 18 sierpnia w godzinach od 12.00 do 13.00 skierowanego przeciwko powierzeniu misji formowania rządu przedstawicielowi partii, która doprowadziła kraj do katastrofy gospodarczej. Nasz protest ma na celu poparcie propozycji Lecha Wałęsy utworzenia rządu zaufania narodowego powołanego z inicjatywy OKP przy współudziale ZSL i SD. Sposób przeprowadzenia i formę akcji protestacyjnej określą komisje zakładowe, uwzględniając specyfikę zakładu.
Kraków, 11 sierpnia
„Kronika Małopolska” nr 133, z 11 sierpnia 1989.
Przyglądałem się bacznie [...] w ogóle nie tęskniłem za Wami. Oddałem Wam w ogóle [...] polityczną grę [...]. I kiedy zauważyłem nieskuteczność waszą, kiedy zauważyłem, że nie mogę się zgodzić na pana gen. Kiszczaka [...], wystąpiłem o nową koalicję, która przeciwstawi się monopolowi [...]. Możemy stać z boku, jak tu proponuje ten pan z Łodzi [S. Niesiołowski], no bo przecież to niewygodne, po co się narażać, a po co ja przez płot przeskakiwałem, nogę skręciłem. Narażałem się i będę się narażał dalej. [...] I dlatego proszę was i wzywam w imię odpowiedzialności za kraj [...]: stwórzcie koalicję.
Warszawa, 16 sierpnia
AS, t. 79, Stenogram z posiedzenia OKP 16 sierpnia 1989, s. s. 109-112, Antoni Dudek, Reglamentowana rewolucja, Kraków 2004.
[Lech] Wałęsa powiedział: „Mam trzech kandydatów: [Bronisław] Geremek, [Jacek] Kuroń, [Tadeusz] Mazowiecki. Kogo z nich widzi pan na tym stanowisku?”. Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatur, nie umniejszając kwalifikacji żadnej, najlepsza jest Mazowieckiego. […] Zaproponowałem, żeby do prezydenta [Wojciecha] Jaruzelskiego iść już tylko z jedną kandydaturą — właśnie Mazowieckiego. Wałęsa na to: „A, wiedziałem, że Mazowiecki spodoba się panu najbardziej, dobrze, pójdziemy z jego tylko kandydaturą do prezydenta”.
17 sierpnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Polsce potrzebne są głębokie reformy. Tylko praca nad ich konkretnym kształtem nadaje siłom politycznym działającym w naszym kraju wiarygodność. Nie da się jej uzyskać polityką gróźb i szantażu. Nie zmieni ona w niczym tragicznej sytuacji kraju. Nie zapewni zaufania, tak koniecznego dziś dla rządzenia tym, którzy go nie posiadają.
Dlatego też apeluję do PZPR, aby porzuciła swą taktykę zaprezentowaną w stanowisku Komitetu Centralnego z dnia 19 sierpnia i budowała program głębokich reform, zarówno gospodarczych jak i politycznych, które społeczeństwo bez wątpienia doceni.
„Gazeta Wyborcza” nr 75, z 22 sierpnia 1989.
Na wizytę w Polsce przewidziano pięć dni [...]. Po pierwszych rozmowach politycznych — najpierw z premierem Tadeuszem Mazowieckim, a następnie z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem — zbieramy się w rezydencji Kohla, aby wspólnie pojechać na oficjalne przyjęcie. Przedtem jednak kanclerz chce usłyszeć najświeższe wiadomości z Bonn. Tutaj, w Warszawie jest to możliwe tylko za pomocą specjalnego łącza [...]. Nastrój Helmuta Kohla jak zwykle trudno rozpoznać. Jedynie gonitwa wydawanych dyspozycji i ruchy coraz gwałtowniejsze zdradzają niepokój i napięcie. Właśnie dowiedział się czegoś, w co nikt właściwie w pierwszej chwili nie może uwierzyć i co rozmowy w Polsce kieruje za jednym zamachem na dalszy plan: berliński mur runął. [...] Nastrój w kanclerskim apartamencie waha się między nadzieją a obawą. Nadzieją, że to początek końca reżimu SED; obawą, że otwarcie granicy może wywołać masową ucieczkę do RFN. Również i moja radość miesza się z troską, jednak radość przeważa. Myślę o przyjaciołach we wschodnim Berlinie i w NRD, przed którymi najdosłowniej otwiera się brama do wolności.
Warszawa, 9 listopada
Horst Teltschik, 329 dni. Zjednoczenie Niemiec w zapiskach doradcy kanclerza, Warszawa 1992.
W listopadzie Lech Wałęsa został zaproszony do Ameryki, gdzie miał wygłosić przemówienie do połączonych izb Kongresu Stanów Zjednoczonych. Ja i John polecieliśmy do Waszyngtonu, by uczestniczyć w tym wydarzeniu. Wałęsa był pierwszym obcokrajowcem niereprezentującym swojego rządu, który przemawiał w Kongresie od czasu wystąpienia Winstona Churchilla w 1945 roku. Mimo tremy, polski przywódca pokazał się w Ameryce od najlepszej strony. Lech ma dosyć zmienne usposobienie; widywaliśmy go w różnych nastrojach; potrafi być rozdrażniony, znudzony, przygnębiony, napuszony. Tym razem jednak był po prostu niezrównany.
Pierwszym punktem programu była uroczystość wręczenia Wałęsie w Białym Domu prezydenckiego Orderu Wolności. Prezydent Bush wygłosił na cześć laureata wyjątkowo poruszającą orację, nadającą ton całej wizycie. Zwróciwszy uwagę na fakt, iż mimo trzydziestu czy czterdziestu przyznanych mu honorowych doktoratów i niezliczonej ilości zaproszeń, Lech Wałęsa pierwszy raz zawitał do USA, prezydent roztoczył przed zebranymi obraz pustych foteli, które od 1982 roku stały na podiach amerykańskich uczelni, czekając na jego przybycie. [...] Wszyscy, nie wyłączając Wałęsy, mieli łzy w oczach.
Wystąpienie Wałęsy na połączonej sesji Kongresu było ekscytujące i wzruszające. Od razu po pierwszych słowach: „My naród...”, wybuchły burzliwe oklaski — pierwsza z dwudziestu kilku owacji, jakimi przerywano jego przemówienie. [...] Przemówienie trwało blisko godzinę, a kiedy Wałęsa skończył, mając i tym razem wilgotne oczy, sala zgotowała mu owację na stojąco.
Bezpośrednio po przemówieniu zostaliśmy zaproszeni do sali jadalnej Senatu na uroczysty obiad na cześć gdańskiego elektryka. Wałęsa, wstając od stołu, przyznał, iż po „największym przemówieniu w jego życiu” ma jeszcze „miękkie kolana”, nie przeszkodziło mu to jednak wznieść na poczekaniu zręczny i dowcipny toast. Wspomniał na zakończenie, że na sali siedzi osoba, której chciałby szczególnie podziękować, a jest nią „nasz ambasador”, po czym poprawił się, mówiąc: „powinienem go właściwie nazwać waszym ambasadorem, bo mam na myśli Johna Davisa, ale my Polacy uważamy go za «swego»”. Biedny Jan Kinast, polski ambasador w Waszyngtonie, który oczywiście reprezentował dawny reżim, nie wiedział, co z sobą zrobić. Wypowiedziawszy te piękne słowa pod adresem Johna, Lech zszedł z podium, ruszył przez salę do mojego stołu i serdecznie mnie uściskał. Siedzący obok mnie senator Ernest Hollings zauważył, że teraz już wie, kto jest tutaj naprawdę ważny i nie będzie mnie odstępować.
Waszyngton, 15 listopada
Helen Carey Davis, Amerykanka w Warszawie. Wspomnienia żony amerykańskiego dyplomatyz czasów poprzedzających upadek komunizmu w Polsce, Kraków 2001.
Kończył się rok 1989, nazywany przez niektórych „jesienią ludów”. W Polsce jego oficjalnym akcentem było przemianowanie nazwy państwa: z Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej znowu (jak przed drugą wojną) na Rzeczpospolitą Polską. Przekształcono także godło, przywracając białemu orłu złotą koronę; z tym, że zmianę druków, szyldów, pieczątek i pieniędzy postanowiono rozłożyć na 5 lat. W ten sposób po kolei przywracano te symbole, które w życiu każdego narodu są odczuwane jako niezwykle ważne dla jego tożsamości i suwerenności.
Gdańsk, 31 grudnia
Lech Wałęsa, Droga do wolności. 1985-1990 decydujące lata, Warszawa 1991.
Zapoczątkowanie w Związku Radzieckim polityki jawności przebudowy, zrezygnowanie z politycznego monopolu KPZR, przywracanie narodom republik dawno im odmawianych praw — wszystko to są niekwestionowane osiągnięcia możliwe dzięki Pana odważnej polityce.
Największym niepokojem napawają mnie jednakże radzieckie działania na Litwie, które stoją w jaskrawej sprzeczności z duchem prowadzonej przez Pana od lat polityki. Naruszanie suwerenności Litwy jest działaniem wymierzonym w proces budowy nowego demokratycznego ładu w Europie. Historia ZSRR i Europy Wschodniej dowodzi, że siła i groźba użyte w celu rozwiązywania politycznych problemów są środkami skompromitowanymi i wielokrotnie potępianymi przez opinię międzynarodową.
Zwracam się do Pana Prezydenta o zaniechanie polityki militarnej presji i przystąpienie do politycznego dialogu z rządem Litwy.
Gdańsk, 27 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 74, z 28 marca 1990.
Zapoczątkowanie w Związku Radzieckim polityki jawności i przebudowy, zrezygnowanie z politycznego monopolu KPZR, przywracanie narodom republik dawno im odmawianych praw – wszystko to są niekwestionowane osiągnięcia możliwe dzięki Pana odważnej polityce.
Największym niepokojem napawają mnie jednakże radzieckie działania na Litwie, które stoją w jaskrawej sprzeczności z duchem prowadzonej przez Pana od lat polityki. Naruszanie suwerenności Litwy jest działaniem wymierzanym w proces budowy nowego demokratycznego ładu w Europie. Historia ZSRR i Europy Wschodniej dowodzi, że siła i groźba, użyte w celu rozwiązywania politycznych problemów są środkami skompromitowanymi i wielokrotnie potępianymi przez opinię międzynarodową.
Zwracam się da Pana Prezydenta o zaniechanie praktyki militarnej presji i przystąpienie do politycznego dialogu z rządem Litwy.
Gdańsk, 27 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 241, 28 marca 1990.
Niech będzie mi wolno w dniu urodzin Waszej Świątobliwości wyrazić me najgorętsze życzenia i podziękowania za bezmiar dóbr duchowych, jakimi obdarzyłeś Polskę i świat.
Jesteś, Ojcze Święty, dla polskiego narodu najwyższym autorytetem moralnym, który wątpiącym daje nadzieję, a zagubionym wskazuje drogę. Jesteś duchowym ojcem „Solidarności”. Każda z pielgrzymek Papieża Polaka do Ojczyzny była świętem wszystkich jej mieszkańców, owocującym powszechną odnową moralną. Nie byłoby polskich przemian, gdyby nie modlitwa Waszej Świątobliwości i mądra, pełna miłości, ojcowska troska.
Przyjmij zatem Ojcze Święty me, z głębokiego serca płynące, wyrazy szacunku i życzenia zdrowia oraz sił w pełnieniu trudnej kapłańskiej posługi Urbi et Orbi.
Lech Wałęsa
19 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 281, 19 maja 1990.
Litwa, Łotwa i Estonia to kraje, które w osamotnieniu kroczą drogą ku niepodległości. Przy biernej postawie świata, w sposób niezwykle odważny ukazują swe przywiązanie do idei wolności i samostanowienia narodów – idei wpisanych w konstytucje wszystkich demokratycznych państw. Dzieje się tak pomimo licznych prób tworzenia konfliktów poprzez militarną, polityczną i ekonomiczną presję.
Pragnę złożyć wniosek o przyznanie narodom Litwy, Łotwy i Estonii pokojowej Nagrody Nobla w roku 1990.
To zaszczytne wyróżnienie krajów bałtyckich byłoby wyrazem należnego im uznania przez społeczność świata. Przełamałoby zmowę milczenia wokół problemu niepodległości republik bałtyckich. Nagroda dla Bałtów stworzyłaby nadzieje na to, że rządy państw zachodnich będą skłonne do wypracowania etycznego stylu politycznego działania wobec państw mniejszych, politycznie i ekonomicznie słabszych.
„Gazeta Wyborcza” nr 293, z 2 czerwca 1990.
Za miesiąc minie 44. rocznica pogromu dokonanego na ludności żydowskiej w Kielcach. Ten zbiorowy mord jest najbardziej ponurym wydarzeniem w historii stosunków między Polakami a Żydami w ciągu ostatniego półwiecza.
Ktokolwiek i w czyimkolwiek interesie sprowokował pogrom, zabójcami byli rodacy i dokonali tego na polskiej ziemi.
Antysemityzm nie zniknął z naszego życia zbiorowego. Nadal musimy walczyć z jego pozostałościami i bronić się przed jego powrotem.
Z innych krajów Europy dochodzą wiadomości o haniebnych ekscesach antysemickich. Tym ważniejsza jest pamięć o tym, co wydarzyło się w Kielcach 4 lipca 1946 roku.
Dlatego proponuję, by na miejscu pogromu wmurować tablicę, która byłaby uczczeniem pamięci niewinnych ofiar, wyrazem żalu i ostrzeżeniem dla przyszłych pokoleń.
5 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 295, 5 czerwca 1990.
Dziesięć lat temu właśnie tu, w Gdańsku, w Stoczni Gdańskiej, rozpoczął się historyczny strajk, który stał się początkiem końca starej epoki. Odchodził system, który nie nadążał za światem, za rozwojem cywilizacyjnym. Udało nam się wreszcie ten nieludzki system przezwyciężyć. Pozostało jednak wypełnienie pustki po nim innymi treściami.
Nie było to łatwe. Usiłowano nas zatrzymać stanem wojennym, czołgami, Więzieniami, zwolnieniami z pracy, ale ten zwycięski sierpniowy impuls otworzył możliwości przemian, jakich świadkami i uczestnikami jesteśmy dziś nie tylko w Polsce, ale także w pozostałych krajach Europy Wschodniej. Talk więc dzisiaj widać wyraźniej, że tamten sierpniowy czwartek był prawdziwym początkiem końca panowania komunizmu.
Przez te dziesięć lat zrobiliśmy mimo wszystko dużą robotę. Jednak jestem wciąż niezadowolony i wciąż zbuntowany, bo wiele spraw idzie za wolno [...]. Sejm, Zgromadzenie Narodowe, rząd, ustawy – to duża robota. Nie dopracowaliśmy się jednak sposobów odrobienia tego zapału, który był w 1980 roku, a który został przygaszony przez stan wojenny, przez ludzi tamtej władzy. I dlatego trzeba dopracować się mechanizmów włączenia tych szerokich mas społecznych do tego, co teraz robimy. Jeśli tego nie znajdziemy, to same elity nie będą w stanie zrobić dobrego, nowego systemu demokratycznego w Polsce. Mamy Polskę, naszą Polskę, ale zróbmy ją taką, w której wszyscy czuliby się za nią odpowiedzialni.
16 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 356, 16 sierpnia 1990.
Jego nazwisko znał cały świat, ale dla Polaków był zawsze jednym z nas. Każdy z nas mógł być Wałęsą. Ale Lech jest tylko jeden.
Kiedy głosowaliśmy w czerwcu 1989 na wolną Polskę, na „Solidarność”, Lech Wałęsa ręczył za naszych posłów i senatorów. Nie wszyscy zobaczyli w Polsce, która wstała zza okrągłego stołu, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Stare wymieszane z nowym psuło smak zwycięstwa. Obawa przed niepewnym jutrem zagościła w wielu rodzinach. Czy stać nas jeszcze raz na solidarny zryw. aby dogonić świat? [...]
Uważamy, że Lech Wałęsa nie ma prawa uchylać się od służby publicznej. Jest Polsce potrzebny. [...]
Lech Wałęsa jako Prezydent wszystkich Polaków to: przyspieszenie demokratycznych przemian w kraju. przekreślenie grubej kreski, oddanie sprawiedliwości tym, którym ją zabrano, otwarcie przyszłości dla wszystkich, którzy chcą ją współtworzyć razem z nami, Polska wierna sobie i Europie. [...] wybierając Lecha Wałęsę wybieramy Rzeczpospolitą na miarę naszych oczekiwań!
ok. 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 401, 8 października 1990.
Po raz pierwszy, u schyłku mego życia, postanowiłem napisać list otwarty do Narodu – tego nad Wisłą i tego poza granicami, bo stały się teraz rzeczy zaprzeczające zdrowemu rozsądkowi. Myślę o wypadkach związanych z wyborami prezydenckimi z dnia 25 listopada br.
Oto Naród po tylu wysiłkach i ofiarach, stojący w przededniu utrwalenia swej suwerenności, zaczyna tracić rozsądek i popełniać rzeczy godzące w zdrowy rozum. Wydaje miażdżący wyrok na rząd Tadeusza Mazowieckiego, nie daje pełni zaufania Lechowi Wałęsie i wysuwa na drugie miejsce (1/4 oddanych głosów) nieznanego kandydata, pana Stanisława Tymińskiego, przybyłego z Kanady czy Peru, którego jedyną legitymacją jest przedstawienie listy wymaganych stu tysięcy podpisów.
Jakże to taki człowiek eliminuje wszystkich, poza Wałęsą, kandydatów, ludzi, którzy czynnie walczyli o możliwość takich właśnie wolnych wyborów? Nie należał on do tych, którzy szli drogą rozpoczętą przez Prymasa Wyszyńskiego, poprzez ruch „Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele, aż po rządy Tadeusza Mazowieckiego, ponosząc ofiary bolesne, aby wyzwolić Naród z jarzma narzuconego przez system komunistyczny.
A teraz sięga po najwyższy urząd, jakim jest urząd Prezydenta Rzeczypospolitej.
Rzucenie jednej czwartej głosów na tego kandydata świadczy o tym, do jakiego stanu doszedł Naród polski i jakie stworzył niebezpieczeństwo w ostatecznej rozgrywce o suwerenność.
Nie można tego nawet nazwać frustracją, ale tragedią społeczeństwa, które nie umie znaleźć właściwej drogi w swych wysiłkach o demokrację.
Jestem głęboko wstrząśnięty tym wydarzeniem z 25 listopada. Wyrazem tego niech będzie ten list otwarty do Narodu nie polityka, ale starego żołnierza, niech będzie głosem otrzeźwienia, aby społeczeństwo polskie wyszło z odmętów, frustracji, i znalazło właściwą drogę, aby wysiłki o suwerenność nie poszły na marne.
Londyn, 28 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 450, 5 grudnia 1990.
Do Rodaków wywodzących się z Kresów Wschodnich
Do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie
Do sztabu wyborczego Lecha Wałęsy
Do środków masowego przekazu
9 grudnia zapadnie decyzja, kto w najbliższych latach będzie kierował Państwem i Narodem Polskim. Polacy na Wschodzie są częścią tego narodu i dlatego nie jest nam obojętne, kto będzie przewodził narodowi i czy przyszły Prezydent i uformowany przez niego rząd, po wielu latach zapomnienia, zajmie się i naszymi losami.
[…]
Chodzi nam nie o przesuwanie granic, a tylko o zabezpieczenie ogólnoludzkich praw Polaków na byłych Kresach Wschodnich, zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego, humanizmu i demokracji. Uważamy, że Polska nie tylko ma do tego prawo, ale też i święty obowiązek, wynikający z racji historycznej, z potrzeby stałej opieki nad obywatelami swego państwa, niezależnie od byłych i przyszłych układów politycznych.
Czego chcą Polacy na Litwie? Mieć swój narodowościowy samorząd terytorialny w składzie Litwy w celu zachowania tożsamości narodowej, chcą, by zaprzestano wyniszczania Wileńszczyzny przez niesprawiedliwy podział dóbr materialnych i grabieżcze gospodarowanie ziemią naszych ojców, chcą mieć możność odbudowania swojej rodzinnej inteligencji, mieć prawo do języka ojczystego w urzędzie i kościele do swego nie zmienionego imienia i nazwiska, do nie zmienionej nazwy swojej ojczystej wioski i miasteczka.
Wierzymy, że właśnie Lech Wałęsa zrozumie i poprzez dobrosąsiedzkie układy będzie sprzyjał rozwiązywaniu problemów ludności polskiej. Dlatego też zwracamy się do swoich Rodaków, byłych mieszkańców Kresów Wschodnich i ich rodzin, do wszystkich, którym nasz los nie jest obojętny, o poparcie kandydata na prezydenta Lecha Wałęsy.
Wierzymy też, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, który jest symbolem niezłomności ducha narodowego, ostoją wiary i nadziei, przekazując władzę w ręce wybranego w wolnych wyborach Prezydenta w swym historycznym testamencie przekaże obowiązek opieki nad ludnością polską, która nie z własnej woli znalazła się poza granicami Państwa Polskiego.
1 grudnia
Dokumenty Związku Polaków na Litwie 1988–1998, red. Jan Sienkiewicz, Wilno 2003.
Panie prezydencie !
Staje pan przed ogromnym i trudnym zadaniem przewodzenia narodowi w tych niełatwych czasach, wspólnie z parlamentem, rządem, jego Instytucjami i z wszystkimi mieszkańcami. W swym przemówieniu noworocznym powiedział pan, że zaledwie kilka dni od objęcia prezydentury wystarczyło, aby poczuć ciężar zadań, ale dodał pan, że „mamy dość siły, dość wiary i możliwości, żeby zmienić Polskę. Zbudujemy wspólnie nowy ład gospodarczy... Stać nas na wiele... Niech Bóg błogosławi naszym zmaganiom”. Przypadł panu wraz z całym narodem trud przebudowy Polski – i to pod wieloma względami, bo kryzys dotknął moralności, ekonomii i polityki, dotknął po prostu człowieka. Dziś widzimy wyraźnie, że każde pokolenie musi rozwiązywać odważnie, mądrze problemy swojego czasu, że nie może obciążać nimi pokoleń przyszłych.
Sprawy Polski leżą mi bardzo na sercu w tych przełomowych czasach, a zwłaszcza gdy zbliża się moja czwarta pielgrzymka apostolska do Polski, do Polski nowej i demokratycznej. Daję temu wyraz przy każdej okazji, a zwłaszcza podczas środowych audiencji, kiedy zwracam się do wszystkich rodaków, modląc się z nimi i za nich i przypominając ewangeliczne zasady jakimi winni kierować się wszyscy, by zapewnić pomyślność swej ojczyźnie.
W takim też duchu na ręce pana prezydenta, składam życzenia wszystkim Polkom i Połakom, bez względu na ich wyznanie czy światopogląd. Życzę, aby wierność Bogu i najlepszym tradycjom, miłość ojczyzny – były światłem i drogowskazem w podejmowaniu wszystkich decyzji.
Troska zaś o jej dobro niech wyzwala mądre inicjatywy, konieczna jedność niech rośnie, szlachetnie, w pluralizmie. Wiemy, że to należy do dobrych tradycji przeszłości. [...] Byłoby wielkim przestępstwem, gdyby ktoś łub jakaś grupa chciała szukać własnych interesów, zwłaszcza teraz, gdy organizm Rzeczypospolitej jest tak osłabiony. W działaniu niech więc przyświeca wszystkim Połakom troska o wspólne dobro, które wszyscy winni realizować ofiarnie w duchu szczerości, otwartości, z odwagą moralną i polityczną, ku pożytkowi ojczyzny i całej rodziny ludzkiej. Wszystkie te sprawy pan, jako prezydent powołany na to stanowisko przez naród, uosabia w szczególny sposób. Zapewne czynił pan będzie wszystko, by być prezydentem wszystkich Polaków, trzeba też, by Polska czyniła wszystko co możliwe, by okazać się ojczyzną dla tych synów i córek, którzy od dawna lub w ostatnich latach, znaleźli się poza jej granicami.
Szczęść Boże, panie prezydencie.
Szczęść Boże dla pana i wszystkich rodaków.
Watykan, ok. 7 lutego
„Gazeta Wyborcza” nr 501, z 7 lutego 1991.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
[...]
W chwili obecnej przystąpienie ponowne do pracy nad ordynacjami wyborczymi wymagałoby jednak czasu i zapisany w Konstytucji termin ogłoszenia przez Prezydenta wyborów oraz data przeprowadzenia wyborów znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Uważam, że nie można jakimkolwiek grupowym interesom wyborczym podporządkowywać interesu Państwa. Wybory w październiku są nie tylko wymogiem konstytucyjnym, ale także odpowiadają potrzebom Rzeczypospolitej: jak najszybciej powinien pojawić się parlament powołany w demokratycznych i wolnych wyborach. Tą racją będzie się kierował Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna głosując ponownie za ordynacjami uchwalonymi przez Sejm i Senat.
Wyrażam też przekonanie, że żadne tzw. radykalne rozwiązania polityczne, które niektóre ugrupowania polityczne postulują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nie znajdą poparcia Pana Prezydenta.
Pragnę Pana zapewnić, Panie Prezydencie, że Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna odnosi się z najwyższym szacunkiem do Prezydenta RP i ufa, że wszystkimi działaniami Prezydenta kieruje i będzie kierować poszanowanie prawa, demokratycznych zasad życia publicznego oraz dobra wspólnego, jakim jest nasze państwo.
Bronisław Geremek
ok. 13 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
Są w dziejach państw i narodów chwile szczególne. Chwile przełomowe. Taką chwilą jest dzień dzisiejszy. Czekaliśmy długo. Przeszło pół wieku. Wybrany w wolnych wyborach prezydent otwiera pierwsze posiedzenie wyłonionego w wolnych wyborach parlamentu. Osiągnęliśmy to, o co walczyły pokolenia Polaków.
[...]
Zmieniła się i zmienia polska scena polityczna. Wybory parlamentarne były kolejną lekcją demokracji. Lekcją trudną, bez podręczników i bez nauczycieli.
Przez wiele lat żyliśmy w systemie zbudowanym na fałszu. Odległym od demokratycznego ładu i systemu wartości, który demokracja i polska tradycja wykształciły. Niektóre nazwy były – pustym dźwiękiem, instytucje – rekwizytami, deklaracje – szeleszczącym papierem.
Budując nasz polski dom przywróćmy słowom ich treść. A składanym deklaracjom pozostańmy wierni.Wiem, dokąd idziemy. Nie oglądając się do tyłu pamiętajmy, skąd przychodzimy. To tradycja nadaje nam tożsamość. Odróżnia od innych. To ona pozwoliła nam przetrwać lata rozbiorów, okupacji i zniewolenia.
[...]
Mówimy często o naszym "powrocie" do Europy. Byliśmy w niej zawsze, nie tylko geograficznie. To po Jałcie ją podzielono „żelazną kurtyną”, murem, zasiekami. Kurtyna opadła. Mur legł w gruzach, nic nas nie dzieli. Wędrują ludzie i idee.
[...]
Przed nami dzieło naprawy Rzeczypospolitej. [...]
Przed Wysoką Izbą wiele spraw do rozwiązania. Ogrom tworzenia, społeczeństwo zmęczone, podzielone i niezadowolone. Wielkie zwycięstwo przyszło na drodze ewolucyjnej, poprzedzone wieloma kompromisami. To są koszty tego stylu walki, bez strzału doprowadziliśmy do wolnej III Rzeczypospolitej. Może była inna droga. Może była niższa cena, może w 1970 roku wychodziłem ze Stoczni Gdańskiej pokonany, w szpalerze czołgów, westchnąłem do Boga - jak pokonać ten system, tę armię – bez przelewu krwi. I oto dziś, jako prezydent Rzeczypospolitej, mogę powiedzieć w demokratycznie wybranym parlamencie: mamy wolną Polskę. Trzeba tę wolność dobrze zagospodarować. Z pożytkiem dla wszystkich obywateli.
Warszawa, 25 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 275, z 26 listopada 1991.
„Gazeta Wyborcza” nr 191, z 14 sierpnia 1992.
Zgodnie z konstytucją Rzeczypospolitej władza należy do narodu. Logiczne więc, że w sytuacji, gdy parlament odmawia zaufania rządowi, a sam nie jest w stanie określić nowej koncepcji rozwoju kraju, Prezydent zwraca się właśnie do władzy najwyższej. Do narodu. Dlatego zdecydowałem się rozpisać nowe wybory parlamentarne. Niechaj przemówi naród. Niech wybierze tych, do których ma zaufanie.
Nowe wybory dadzą szansę porównania wyobrażeń władzy z poglądami, pragnieniami i oczekiwaniami ludzi. Umożliwią zabranie głosu całemu społeczeństwu. Nie tylko tym, którzy potrafią czynić z niego użytek na co dzień. Także tej milczącej większości.
Dzieło reform nie może być zatrzymane w pół drogi. Musimy je konsekwentnie i z uporem realizować. Nowy parlament powinien sprostać czekającym nas wyzwaniom. Czas po temu najwyższy. Niezbędny jest strategiczny program rozwoju kraju. Bardziej zdecydowane działania. Potrzebny jest "plan główny" dla Polski. Konieczny jest nowy impuls dla reform.
[...]
Zapewniam naszych przyjaciół, że nadal baczyć będę, by nikt i nic nie przeszkodziło naszym reformom. Polska - jestem przekonany - jest i będzie miejscem stabilizacji w Europie.
Przed nami przedwyborcza batalia. Niektórzy już ją rozpoczęli. Inni zdążyli nawet wyjść na ulicę. Jako Prezydent Rzeczypospolitej apeluję do wszystkich: niech kampania ta będzie ostra. Ale niech wypełnia ją obywatelska troska. Troska o Polskę, która jest i powinna być dobrem najwyższym. Niech będzie wolna od demagogii, insynuacji i pomówień.
Historia rzadko dawała Polakom tak wielką szansę. Teraz ją mamy. Polska jest wolna i suwerenna. Sami o sobie decydujemy. Od nas zależy nasz los. Nasza przyszłość.
„Gazeta Wyborcza” nr 126, z 1 czerwca 1993.
„Gazeta Wyborcza” nr 162, z 14 lipca 1993.
Przed kilkoma tygodniami rozwiązałem parlament. W życiu kraju to czas szczególny. Kiedy nie ma parlamentu, a rząd zmuszony jest zajmować się tylko administrowaniem, odpowiedzialnym za sytuację staje się prezydent. Mam świadomość tej odpowiedzialności. Zwracam się dziś do Państwa. Przed nami ważne i trudne decyzje. Powinniśmy o tym rozmawiać, aby decydować mądrze.
Rozpoczęła się kampania wyborcza.
Ja jej nie prowadzę. Wykonuję obowiązki. Do nich należy troska o kontynuację przemian oraz poszukiwanie nowych i przyszłych rozwiązań. Przez najbliższe tygodnie będziemy rozważać: za jakim opowiedzieć się programem? Komu zawierzyć? Jakiego dokonać wyboru?
Rozumiem, że dla wielu z Państwa będzie to decyzja trudna. Nie dziwię się waszym wahaniom i wątpliwościom. Trudno mi jednak pojąć racje tych, którzy w ogóle nie zamierzają pójść do wyborów. Domyślam się, że chcą w ten sposób wyrazić niezadowolenie, rozczarowanie rządami demokracji. To zły sposób. Miał on sens w poprzedniej epoce. Nieobecność przy urnie wyborczej była formą protestu. Głosy wyborców nie miały wpływu na skład parlamentu. Dziś jest inaczej. Prawo pilnuje, aby żadna odgórna władza nie przesądzała o wynikach wyborów. Tylko od Was zależy, jacy ludzie zasiądą w parlamencie. Macie prawo głosu. Daje go Wam demokracja. Nikogo jednak nie zmusza, by z tego prawa korzystał. Wybiorą inni, ci, co do wyborów pójdą. Wybiorą swoich kandydatów.
Przypominam o tym nie po to, żeby agitować i namawiać. Nie jestem w tej kampanii jakąkolwiek stroną. Chciałbym jedynie, aby była pełna jasność. Wasz udział w wyborach to ani mój, ani rządu, ani nawet przyszłego parlamentu interes. To przede wszystkim Wasza, drodzy Państwo, sprawa. Jakich posłów i jakich senatorów wybierzecie, taki będzie Sejm i Senat. Jakie poprzecie programy, taki będzie kierunek polskich przemian.
„Gazeta Wyborcza” nr 162, z 14 lipca 1993.
Ostatnich 21 uzbrojonych żołnierzy rosyjskich opuściło dziś Polskę. O 5.30 z Dworca Wschodniego po raz ostatni ruszył w kierunku granicy wschodniej kursowy pociąg Legnica–Brześć–Moskwa. Odjechało nim pięciu generałów, 12 oficerów oraz czterech szeregowców, w tym dwie kobiety – telefonistki, wszyscy z tzw. grupy operacyjnej b. Północnej Grupy Wojsk Rosyjskich.
Wczoraj na dziedzińcu Belwederu prezydent Lech Wałęsa żegnając wyjeżdżającą grupę, powiedział, że dokładnie w 54. rocznicę napaści Armii Czerwonej na Polskę, kiedy „zadano nam cios w plecy”, „dopełniła się miara sprawiedliwości dziejowej”.
Prezydent przypomniał, że koniec II wojny światowej nie oznaczał dla Polski zwycięstwa, bo została w Jałcie oddana w ręce Stalina. Jednak w końcu „klęskę poniósł system przemocy, fałszu i bezprawia”, a Polska uzyskała ostateczne potwierdzenie swej suwerenności.
Każdemu z wyjeżdżających Wałęsa uścisnął rękę, życząc powodzenia i szczęścia.
To samo zrobił wieczorem w ambasadzie rosyjskiej minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz, który nie został zaproszony na ceremonię w Belwederze. Żegnając jedną z wojskowych telefonistek, powiedział: „U nas wielu będzie się smuciło, że pani wyjeżdza, ale w Rosji wielu więcej ucieszy się”.
Właśnie ta 28-letnia Irena z Nowosybirska, która była w Legnicy trzy i pół roku jako żołnierz kontraktowy, powiedziała nam, że „kawałek serca pozostawia w Polsce”. – Ale krajowi, nie żadnemu mężczyźnie – dodała szybko.
Szeregowcowi Igorowi z Moskwy Polska będzie się kojarzyć z mundurem. – Na szczęście zaraz po powrocie do domu wychodzę do cywila – powiedział.
Warszawa, 18 września
„Gazeta Wyborcza”, nr 219 z 18 września 1993.
Polska i Litwa podają sobie dziś dłonie. Stało się to możliwe dzięki zwycięstwu naszych narodów nad systemem przemocy i kłamstwa. Odzyskaliśmy suwerenność. Pokonaliśmy obcy dyktat. Wolność otworzyła nam drogę ku porozumieniu. Przełom historii wyprowadza nas z niewoli przeszłości. [...] Często bywa tak, że najdłużej wybieramy się do tych sąsiadów, do których nam najbliżej. Ale przecież zawsze odnajdujemy do nich drogę, odnajdujemy wspólny język. A potem jesteśmy zafascynowani tym, ile wspólnych spraw mamy do omówienia. [...] Pojednanie nie osłabia, ale wzmacnia. Zgoda buduje. Jestem pewien, że zgoda Orła i Pogoni będzie fundamentem dla pomyślności i polskich, i litewskich domów.
Wilno, 26 kwietnia
Polska i Litwa najgorsze mają już za sobą. [...]
My bardzo kochamy Litwinów i Litwinki i nie przypuszczamy, by ktoś sprawiał kłopoty na granicy. Jeżeli jednak będą jakieś kłopoty, to jestem gotów helikopterem z zaskoczenia przylecieć i sprawdzić. [...] Nie marnujcie cementu na budowanie bunkrów, lepiej dajcie go prywatnym biznesmenom, niech stawiają po obu stronach kioski. Na granicy powinien być tylko namiot, w którym sprawdzano by plomby, oczywiście nie te w zębach, tylko na samochodach.
Wilno, 27 kwietnia
Olena Skwiecińska, Kochamy Litwinów, „Gazeta Wyborcza” nr 99, z 28 kwietnia 1994.
Dobiega pięć lat od rozpoczęcia procesu polskich przemian. Pionierskiego przedsięwzięcia, które nie sposób było wypełniać według z góry założonego planu. Był to proces żywiołowy. Pora wyciągnąć wnioski. Rozejrzeć się dookoła. Zobaczyć, gdzie naprawdę jesteśmy. Czy ów żywioł niesie nas tam, gdzie iść zamierzaliśmy?
Polska przypomina wóz, który grzęźnie w błocie. Jedziemy coraz wolniej, coraz trudniej. Narasta złość i zmęczenie.
Nie liczyliśmy na luksusy w tej naszej podróży, chcemy jednak widzieć, że wyrzeczenia nie idą na marne, że posuwamy się naprzód.
Ale Polska nie jedzie do przodu. Kręcimy się w kółko.
Mamy demokrację, ale demokracja może być dobra albo zła, skuteczna albo nieskuteczna. Jeśli nie przybywa od niej chleba, to znaczy, że jest złą demokracją. Jeśli zajmuje się sama sobą, a nie załatwianiem ludzkich spraw, to znaczy, że jest nieskuteczna.
[...]
Potrzebujemy demokracji, w której będzie jasne, co do kogo należy. Kto i za co odpowiada. Potrzebujemy porządku i silnej władzy. Porządek nie kłóci się z wolnością.
Tylko silne państwo może być państwem ludzi wolnych.
Polska jest dzisiaj słaba. Polską nikt nie rządzi. Stworzyliśmy system, który jest kłótliwogenny i rodzi konflikty, zamieszanie. Każdy ciągnie w swoją stronę. Każda partia, każdy urząd. Najważniejsze dla Polaków sprawy nie ruszają z miejsca. Mieszkań nie przybywa. Bezrobocie nie maleje. Pensje i emerytury nie mogą dogonić inflacji. Nauka, oświata, kultura i służba zdrowia szamoczą się z nędzą. Bandyci i złodzieje zagrażają polskim domom. Afery i korupcja wyrywają państwowej kasie biliony złotych. Wokół stanowiska komendanta policji trwa zabawa w wańkę-wstańkę.
Chcemy wejść do NATO, ale chyba bez wojska, skoro skąpi mu się pieniędzy i nowoczesnego uzbrojenia. Brakuje wciąż regulacji prawnych.
Nie ma pomysłu, co zrobić z milionami hektarów pól po dawnych PGR-ach. Rolnikom powtarza się, że muszą się zreformować. Nikt jednak nie reformuje punktów skupu, mleczarni i przetwórni. Nie robi tego nawet współrządząca partia chłopska.
Przedsiębiorstwom państwowym brakuje dobrego zarządcy. Nie ma instytucji Skarbu Państwa. Banki nadal nie są przygotowane do reguł wolnego rynku. Nie dokonano uwłaszczenia społeczeństwa. Prywatyzacja posuwa się w żółwim tempie.
„Gazeta Wyborcza” nr 252, z 28 października 1994.
Polska i Rosja przezwyciężą złą przeszłość. [...] Polskim żołnierzom, wziętym do niewoli w wyniku zdradzieckiej napaści Sowietów w 1939 r., obiecywano, że nic złego im się nie stanie, że internowano ich tylko chwilowo. 5 marca 1940 r. kilka podpisów na lakonicznym dokumencie skazało na śmierć ponad 20 tys. niewinnych ludzi. [...]
Wolna, demokratyczna Polska i wolna demokratyczna Rosja przezwyciężą złą przeszłość i oba narody nie będą ustawać w odsłanianiu prawdy i wynagradzaniu krzywdy. Oba kraje dadzą Europie przykład budowania międzyludzkich mostów.
Katyń, 4 czerwca
Paweł Wroński, Wczoraj w Katyniu, „Gazeta Wyborcza”, nr 129 z 5 czerwca 1995.
Dla Polski jest niezmiernie ważne, aby prezydentem został polityk, który będzie konsekwentnie działał na rzecz umocnienia niepodległości, w tym na rzecz szybkiego członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim i Unii Europejskiej. Starania o to członkostwo będą najważniejszym zadaniem prezydenta w nadchodzącej kadencji. Polityk taki musi być sprawdzonym zwolennikiem opcji europejskiej o udowodnionej umiejętności realizacji swych zamierzeń. Musi posiadać międzynarodowy autorytet. Takim politykiem jest Lech Wałęsa.
Jan Krzysztof Bielecki; Tadeusz Mazowiecki; Andrzej Olechowski; Krzysztof Skubiszewski; Hanna Suchocka
„Gazeta Wyborcza” nr 259, z 7 listopada 1995.
Szanowni Państwo!
W obliczu decyzji, którą wspólnie podjąć mamy za kilka dni, 19 listopada [...], pozwalam sobie osobiście zwrócić się do Państwa. W tym dniu wszyscy dokonamy rozstrzygającego wyboru. Przesądzi on o przyszłości naszego kraju. O życiu nas wszystkich.
Myślę, że jestem Państwu dobrze znany. Poznaliście mnie Państwo w czasie protestu robotniczego w Sierpniu 1980 i gdy przewodniczyłem Komisji Krajowej „Solidarności”. Zapamiętaliście podczas mojej działalności w stanie wojennym, kiedy otrzymałem Pokojową Nagrodę Nobla i gdy za czasów komunistycznego reżimu byłem „prywatną osobą”.
Od pięciu lat jestem prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Przez wszystkie te lata starałem się być jak najbliżej zwykłych obywateli. Rozumieć ich potrzeby. Moje działania były temu podporządkowane. Moje sukcesy są więc naszymi wspólnymi sukcesami. Moje niepowodzenia – naszymi wspólnymi porażkami.
Udało się nam zrobić wiele, ale wciąż mamy niemałe problemy. I wciąż bardzo wiele do zrobienia. Polskę czeka obecnie ważny i doniosły czas. Wiem, że rozmaicie patrzymy dziś na sprawy naszego państwa. Różnych chcemy rozwiązań dla trudnych problemów.
Ja chciałbym pamiętać o moim wobec Polski i narodu zobowiązaniu, które podjąłem w pamiętnym Sierpniu 1980, wstępując do publicznej służby. Chciałbym pozostać mu wierny.
Jest to zobowiązanie wobec nadziei na społeczeństwo obywateli wolnych i solidarnych. Samodzielnie budujących dobrobyt swoich rodzin i lokalnych wspólnot. Nadziei na zbudowanie państwa, które służy wszystkim, a nie interesom zamkniętych grup. Nadziei na życie normalne, bezpieczne i moralne. Nadziei wciąż nie spełnionej, choć coraz bliżej spełnienia, dzięki wysiłkom kolejnych rządów solidarnościowych.
[...]
Chcę w drugiej kadencji służyć dalszej realizacji sierpniowej idei. Zawsze traktowałem moją prezydenturę jako służbę wobec polskich reform. Wszystko, co robiłem, robiłem dla kraju. Widzę dziś, że nowe okoliczności nakazują, aby działać w nowym, zespołowym, jeszcze bardziej skutecznym stylu.
Będę wsłuchiwał się w opinię kompetentnych środowisk i fachowców. Będę jeszcze uważniej wsłuchiwał się w głosy Polaków. Wszystkich Państwa. Chciałbym współdziałać z Państwem w dalszej realizacji ważnego zadania budowy i umacniania Polski. Naszego wspólnego domu.
Niech ten dom będzie zasobny, bezpieczny, przyjazny nam wszystkim, Niech będzie taki, jaki go zamarzyliśmy. Zadecydujemy o tym 19 listopada.
16 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 266, 16 listopada 1995.
W dniu dzisiejszym od południa zapanuje już przedwyborcza cisza. Ta cisza jest nam potrzebna. Zwłaszcza ostatnie dni kampanii wyborczej upływały na takich atakach, które odwracają uwagę od spraw o wiele ważniejszych.
Wybór nie jest łatwy. Ale to nie oznacza, że można się po prostu od niego uchylić. Także ci, którzy nie pójdą do wyborów lub skreślą obu kandydatów, będą współodpowiedzialni za rezultaty tego wyboru. To jest pierwsza i podstawowa sprawa, którą w tym dniu namysłu warto sobie z całą bezwzględnością uświadomić.
Drugą sprawą, którą dopowiedzieć też trzeba wyraźnie, jest to, że każdy rezultat legalnie przeprowadzonych demokratycznych wyborów musi być uszanowany.
Nie możemy więc iść do tych wyborów z nożem w zębach, ze wzajemną nienawiścią, ale z bardzo jasną świadomością, czego bronimy i czego naprawdę chcemy.
A bronimy i chcemy rzeczy zasadniczych. Bezpieczeństwa zewnętrznego kraju już niepodległego oraz tego, aby rozwój gospodarczy służył wszystkim. Taki był sens przeobrażeń rozpoczętych w 1989 roku.
[...]
Nie byłem nigdy bezkrytyczny wobec Lecha Wałęsy. Ani wtedy, kiedy byłem doradcą "Solidarności", ani wtedy, kiedy byłem premierem, ani też później. A jednak w istniejącej sytuacji wypowiadam się za jego wyborem. [...]
Przy całym krytycyzmie wobec stylu prezydentury Lecha Wałęsy uważam, że trzeba ocenić ją całościowo i oddać mu sprawiedliwość. Był on konsekwentnym rzecznikiem najbardziej zasadniczych spraw narodowych: wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, kontynuacji reform gospodarczych rozpoczętych przez mój rząd w 1989 roku, wejścia Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Polska potrzebuje normalności. Wbrew pozorom i podkreślanym kontrastom osobowości kandydatów, to nie wybór kandydata SLD, lecz wybór kandydata tego obozu, który obalił komunizm w Polsce, może doprowadzić nasz kraj do pełnej normalności. [...]
O pozycji międzynarodowej Polski decyduje konsekwencja w dążeniu do NATO i Unii Europejskiej. Będzie to istotny element prezydentury przez najbliższe pięć lat. Lech Wałęsa wykazał, iż jest w tym dążeniu konsekwentny.
17 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 267, z 17 listopada 1995.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
Urzędnik ma przede wszystkim obowiązki, polityk – zobowiązania, człowiek – zasady. Wraz z ustaniem obowiązków jako urzędników Kancelarii Prezydenta RP deklarujemy wierność zasadom i przywiązanie do celów, które stawiał przed Polską Lech Wałęsa. Symbolizuje on drogę Polski od zniewolenia ku wolności, od centralizmu do pluralizmu, od reglamentacji do wolnego rynku, od monopartii do demokracji. Na tej drodze chcemy Mu towarzyszyć nadal.
Wybory 19 listopada [w wyborach prezydenckich zwyciężył Aleksander Kwaśniewski] pokazały, że społeczne poparcie dla reform się cofa. Odbudowaniu tego poparcia pragniemy dalej służyć. Mamy prawo sądzić, że tylko Lech Wałęsa jest w stanie skupić cały posierpniowy, posolidarnościowy obóz reform. Dla tego obozu pragniemy nadal pracować.
[...]
Zasadom, które wyznajemy, najbliższe są dokonania Lecha Wałęsy symbolizujące poświęcenie dla dobra publicznego w polityce. Wolni od obowiązków, nie związani zobowiązaniami, chcemy pozostać wierni tym zasadom.
Andrzej Ananicz, Marek Karpiński, Andrzej Kojder, Andrzej Zakrzewski
Warszawa, 24 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 274, 25 listopada 1995.
Czując się zobowiązanym tym wielkim wyróżnieniem zwracam się do Was, Drodzy Koledzy, o zabranie głosu w sprawie Czeczenii. Czynię to w dniu dla nas, Polaków, szczególnym – w 52. rocznicę Powstania Warszawskiego. Wtedy bowiem na oczach świata przy jego grzesznym zaniechaniu zniknęła z powierzchni ziemi stolica mojej Ojczyzny. W tym dniu i w tych okolicznościach dalej milczeć nie mogę.
Losy Polski i losy Czeczenii są ze sobą głęboko i dramatycznie związane. Kiedy przed półtora wiekiem padła namiastka polskiej państwowości - Królestwo Polskie - pozostałych przy życiu polskich żołnierzy siłą wcielano do rosyjskiego wojska i posyłano na Kaukaz do walki z imamem Szamilem, gdzie masowo przechodzili na stronę Czeczeńców. Kiedy zaś przed półwieczem wprowadzono w Polsce nowe porządki, to wagony pełne polskich zesłańców mijały się z tymi, które deportowały czeczeńskie rodziny. Kiedy zaś przed dekadą moja Ojczyzna odzyskiwała niezależność, to wiedziała, że robi to i dla innych tak zwanych Krajów Obozu. Zarówno w 1831 roku, jak i w 1944 w wielojęzycznej prasie można było przeczytać nagłówki: „Spokój panuje w Warszawie”, tak i dzisiaj czytamy: „Spokój panuje w Groznym”. My znamy cenę tego pokoju. Płaciliśmy ją wielokrotnie.
Są sprawy, które powinny pozostać wewnętrznymi sprawami państwa. Do takich należy utrzymanie wewnętrznego porządku i spokoju. Tak jest i powinno pozostać. Ale są momenty, gdy sprawa wewnętrzna przestaje być wewnętrzną – staje się ogólnoludzką. Takim momentem jest wojna przeciw narodowi czy przeciw mniejszości. Jest użycie rakiet, artylerii i lotnictwa. Jest posunięcie się do zbrodni ludobójstwa.
Dla rządów, które prowadzą taką politykę, nie powinno być miejsca pośród cywilizowanej rodziny narodów.
ok. 19 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 192, z 19 sierpnia 1996.
Spotykamy się w rocznicę sierpniowych porozumień, aby rozmawiać o sprawach Polski. O naszym wspólnym losie, naszej historii, ale i naszej teraźniejszości.
Jakie było nasze wczoraj? Ziarno krwi, które w pamiętnym Grudniu wsiąkło w ziemię pomorską, wydało plon. W Wybrzeże z nadzieją wpatrywała się cała Polska. Robotnicy byli złączeni z intelektualistami wolą walki z komunistycznym totalitaryzmem. Wiatr od morza zmieniał polski krajobraz polityczny. W ciągu dekady miał zmienić w całej części kontynentu. To piękne, ale jakże odległe wspomnienie.
Jak wygląda nasze dziś?
Żyjemy w systemie politycznym jeszcze nie wyrosłym. Jest to rezultat pustyni, którą pozostawiła po sobie PRL. Dziś żyjemy w systemie politycznego braku równowagi. Życie polityczne w systemie demokracji parlamentarnej realizuje się w partiach politycznych. W nich buduje się programy, wokół których skupia się zwolenników. Demokracja nie jest fenomenem jednostkowym. To proces zbiorowy, którego nie sposób zadekretować. Trzeba w nim uczestniczyć.
[...]
Znad polskiego morza, od którego zawsze wiały ożywcze wiatry, pragnę powiedzieć, jaka powinna być Polska. Musi spełniać warunki 4 x S. Powinna być: suwerenna, sprawiedliwa, samorządna i solidarna.
Suwerenność oznacza bezpieczeństwo zewnętrzne i pełną podmiotowość w polityce zagranicznej. Oznacza godne miejsce Polski w organizacjach i strukturach międzynarodowych. Przyjazne i partnerskie stosunki z sąsiadami.
Sprawiedliwość to nie tylko dobre prawa (od ustawy zasadniczej aż po akty legislacyjne niższego rzędu). To także niezawisłe sądy, ale i skuteczność prawa wymierna bezpieczeństwem obywateli.
Samorządna odnosi nas nie tylko do samorządu lokalnego, do tego, by kierować jak najwięcej władzy (i pieniędzy) jak najniżej. Odnosi nas do całego systemu demokracji przedstawicielskiej. Do tego, aby wszystkie ważniejsze opcje polityczne miały swą parlamentarną reprezentację, a parlament mógł skutecznie kontrolować prace rządu.
Mówiąc solidarna nie miałem na myśli tylko związku zawodowego. Miałem na myśli uczucie wiążące ludzi. Wytwarzające się, gdy jednych obywateli obchodzi los innych, a wszystkich obchodzą losy państwa.
O taką Polskę zawsze walczyłem.
Szczecin, 29 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 1996.
Szanowny Laureacie,
Drogi Panie Władysławie,
Proszę przyjąć moje najserdeczniejsze gratulacje z powodu wyróżnienia Pana doktoratem honorowym Uniwersytetu Wrocławskiego. Właściwie zastanawiam się, czy należy gratulować rzeczy, które się słusznie należą. Jest Pan taką osobą, której należy się to jak najbardziej. Pański życiorys dostarcza materiału na co najmniej cztery takie doktoraty.
Pierwszy, jako działaczowi społecznemu: temu, który jako dwudziestolatek zakładał „Żegotę”, a jako pięćdziesięciolatek zakładał Towarzystwo Kursów Naukowych. Delegatura Rządu i mikołajczykowskie PSL, opozycja demokratyczna i NSZZ „Solidarność” – nikt nie może powiedzieć, że szedł Pan z prądem. Ale też płacił Pan za to swoją cenę – od Oświęcimia po Koszykową i peerelowski Gułag oraz później ośrodek internowania. Był Pan nieugięty. Liczbę organizacji społecznych, którym oddał Pan swój czas i niespożytą energię, można by ciągnąć w nieskończoność.
Drugi, jako historykowi. Dorobek Pański w dziedzinie historii najnowszej, a specjalnie lat wojny i okupacji, należy przecież do najbogatszych. Szczególnie Warszawa ma wiele Panu do zawdzięczenia. Jest Pan autorem ponad 30 książek. Pańskie prace są niezastąpionym źródłem dla przyszłych pokoleń. Także tych, które kształcił Pan na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wielu innych uczelniach europejskich i Stanów Zjednoczonych.
Trzeci zaś jako dziennikarzowi. Od „Prawdy Młodych” przez Biuro Informacji i Propagandy KG AK i „Gazetę Ludową” do „Tygodnika Powszechnego”. Ten szlak pokazywał, że wolnym dziennikarzem można pozostawać w każdych warunkach, że wolność zależy od człowieka – od jego wymiaru.
Czwarty zaś jako dyplomacie. Jako Ministrowi Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej i jako Jej ambasadorowi w Wiedniu. Ale nade wszystko jako ambasadorowi zbliżenia narodów, pokonywania uprzedzeń i poznawania się ludzi. Nie wymagało to żadnych listów uwierzytelniających, a trudził się tym Pan przez całe życie.
Te cztery powody są główne, ale przecież nie jedyne. Panu nie ma co gratulować, Pana należy podziwiać. Proszę przyjąć moje najszczersze wyrazy podziwu. Gratulacje należą się Senatowi Uniwersytetu Wrocławskiego, że tak słusznego dokonał wyboru. Fakt, że to jest właśnie Uniwersytet Wrocławski, wydaje się symboliczny. Tradycja lwowska łączy się tu bowiem z zachodnią.
Panu – wyrazy podziwu, Rektorowi i Senatowi Uniwersytetu – gratulacje
Przesyła
Lech Wałęsa
„Gazeta Wyborcza” nr 290, 13 grudnia 1996.
Uważam, że rocznice należy obchodzić w określonych miejscach. Osiemdziesiąt lat po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, w dniu, w którym przejął on władzę od Rady Regencyjnej i od którego powinna się liczyć niepodległość Polski, moje miejsce jest przy Jego trumnie, w wawelskiej Krypcie Srebrnych Dzwonów. Chcę porozmyślać o tym, że Marszałek miał rację uważając, że po odzyskaniu niepodległości, w okresie przejściowym najlepszym jest system prezydencki. Ja też tak uważam. Józef Piłsudski uważał, że Rzeczypospolitej zagraża „sejmokracja”, że tylko silna władza wykonawcza może nas uratować przed korupcją, partyjniactwem i małością ludzką. Swoje racje wyrażał często grubym głosem mówiąc o sejmie jak o prostytutce, o związku zawodowym ludzi chorych czy o zafajdanych posłach. To właśnie przed osiemdziesięciu laty zrecenzował klasę polityczną mówiąc: „Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”. Ale mówił też o imponderabiliach, ale nie tracił z pola widzenia wartości. Ja szanuję Parlament, ale dzisiaj pragnę być sam na sam z pamięcią o Marszałku.
12 listopada
„Gazeta Wyborcza” Trójmiasto (Gdańsk) nr 265, wydanie z dnia 12 listopada 1998.
Polska nie jest pierwszym ani jedynym krajem, w którym popełnia się nadużycia i świństwa polityczne. Degrengolada elit to znamienne zjawisko współczesnej demokracji, a ja co najmniej od 1992 r. byłem na nie w swoim kraju dobrze przygotowany. Nie sądzę, żeby kuglarskie popisy naszych wspaniałych lustratorów moralności politycznej – z ich teczkami, kwitami, „Bolkami” i „Alkami” – mogły wstrząsnąć światem, chociaż mogą przy okazji osłabić naszą pozycję w jakichś negocjacjach, na przykład z Rosją albo Unią Europejską.
Nasz makiawelizm ojczysty jest grubymi nićmi szyty, bije w oczy absurdami, zalatuje na kilometr dziedzictwem po zbiesionych ubekach i na ogół potyka się w końcu o własne partactwo. Pewnie i tym razem tak się skończy. Chodzi jednak o coś ważniejszego. Postępowanie jednych wobec drugich w komunistycznej przeszłości, zrozumienie, zważenie, uznanie lub uchylenie odpowiedzialności, gąszcz problemów moralnych z tym związanych – to nie jest rzecz bez znaczenia dla naszego zbiorowego samopoczucia i przyszłego rozwoju. Jest to zarazem pole nietknięte żadną uczciwą penetracją, jakimkolwiek głębszym i sprawiedliwym namysłem. Na tym polu kłusują, jak dotąd, podejrzani zastawiacze wnyków, czatujący na swoich niewygodnych konkurentów w polityce lub karierze życiowej, dzięki czemu winowajcami komunistycznymi okazują się głównie ci, którzy komunizm obalili. Na przykład Wałęsa – kandydat na kłamcę lustracyjnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Lech Wałęsa jest postacią należącą do historii - Polski, Europy, świata. [...] Stawianie go pod pręgierzem odczuwam jako destrukcję Sierpnia i „Solidarności”. Co gorsza, dzieje się to właśnie teraz, gdy chcemy uroczyście obchodzić 20. rocznicę Porozumień Sierpniowych.
Lustracja miała być cywilizowana. Okoliczności, w jakich przebiega lustrowanie byłego prezydenta i w jakich przystąpiono do lustrowania obecnego prezydenta, potwierdzają racje tych, którzy wyrażali obawę, że sama ustawa nie zapewni uczciwej atmosfery procesu lustracyjnego. Mam nadzieję, że sąd wykaże, iż nie ma z tymi niepokojami nic wspólnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Trudno myśleć osobno o sprawach Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego – chociaż i postacie, i oskarżenia są różne. Łączy je to, że obie sprawy prowadzą do splugawienia polskiej demokracji i polskiego państwa. W przypadku Wałęsy obrzuca się błotem naszą walkę o wolność i jej odzyskanie. W przypadku Kwaśniewskiego plugawi się demokratyczne państwo oraz wolę większości Polaków.
Zwykle ubolewa się, że sprawa ta poniża Polskę w oczach świata. Owszem, takie manipulacje bardzo nas w świecie kompromitują. Ale znacznie gorsze jest to, że kompromitują one zasady demokracji i państwo w oczach jego własnych obywateli. Bowiem państwo najbardziej osłabia to, co wykopuje rów między nim a obywatelami. Z tego punktu widzenia szkodliwości tego, co dzieje się w Sądzie Lustracyjnym na oczach milionów Polaków, nie da się przecenić.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Czytam wszystko, co pojawia się w związku z lustracją Wałęsy. [...]
Nie ma wątpliwości, że nazwisko Wałęsy na zawsze będzie związane z wielką przemianą, do jakiej doszło nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach naszej części świata. Na napaści na Wałęsę i próby kompromitowania go patrzę ze wstydem.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Podobało mi się przemówienie Lecha Wałęsy, a zwłaszcza ton jego wypowiedzi. Oby tak już pozostało. Żałuję, że dziś nie mogą obok nas stać również Andrzej Gwiazda i Anna Walentynowicz.
Być może byłoby lepiej, gdyby ta rocznica była świętem państwowym z udziałem prezydenta. Bogdan Lis ma taką nadzieję na dwudziestopięciolecie.
„Gazeta Wyborcza” nr 202, wydanie z dnia 30 sierpnia 2000.
Tutaj kampania wyborcza została zawieszona. Bezsprzecznie ten dzień należy do Lecha Wałęsy, to on jest główną postacią tych obchodów. Byłem i nadal pozostaję przeciwnikiem zapraszania tutaj Kwaśniewskiego, zwłaszcza jeżeli weźmie się pod uwagę to, co pisał o „Solidarności” w „ITD”, czy nawet to, co mówi dzisiaj. Widać, że nie rozumiał „Solidarności” wtedy i nie rozumie dzisiaj.
Gdańsk, 30 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 2000.
Sytuacja jest skomplikowana, to każdy wie. Ale najważniejsze to iść dalej, nie unosić się, nie denerwować. Skoro o dziesięć punktów prowadzi przeciwnik [Slobodana] Miloszevicia, to trzeba się zdecydować na drugą turę. Lepiej przypilnować jej przebiegu i wzmocnić kontrolę. Wtedy [Vojislav] Kosztunica spokojnie zwycięży. Jestem przekonany, że naród zachęcony tym, że udało się Miloszevicia pokonać, jeszcze lepiej zagłosuje za drugim razem. Konfrontacja jest błędem, bo może wywołać rozróby, rewolucję.
28 września
„Gazeta Wyborcza” nr 227, z 28 września 2000.
Czy wydarzenia w Belgradzie [5 października Serbowie zaprotestowali przeciwko opóźnianiu podania wyników wyborów prezydenckich] przypominają polski Sierpień lub Okrągły Stół? Nie! My nie załatwialiśmy swoich spraw na ulicach, ale przy stołach rokowań. Ale niekiedy do wspólnego stołu zasiąść niepodobna, sprzeciw trzeba manifestować na ulicach. My też w latach 80. mieliśmy takie momenty. Nie należy lekceważyć entuzjazmu milionów Serbów, którzy wyszli na ulice. Będą mieli uczucie, że wzięli udział w czymś wielkim, że demokracja jest ich dzieckiem. I tu jest podobieństwo z Sierpniem. To wielka nadzieja, której nie wolno zawieść. Ale moja rada – jak najszybciej zejść z ulic. Tłum rządzi się własnymi prawami i nawet tłum walczący o demokrację może być jej zaprzeczeniem.
Apel do prezydenta Vojislava Kosztunicy: niech Pan jak najszybciej pozwoli na samoorganizowanie się społeczeństwa i zastąpi „kryterium uliczne” budową demokracji. Tłum na ulicy nie ma twarzy, twarz dadzą mu przywódcy, których trzeba wyłonić. Proszę też nie lekceważyć mediów. Ja popełniłem błąd i nie kultywowałem środków masowego przekazu – dziś ponoszę tego koszty. I jeszcze jedna ważna rzecz – bestia przyparta do muru broni się pazurami. Niech Pan oświadczy, że od rozprawy z ludźmi dawnego reżimu są sądy i trybunały. Demokrację poznaje się po tym, jak traktuje pokonanych. Wierzę, że Pan to potrafi.
Apel do prezydenta Slobodana Miloszevicia: niech Pan wyjedzie na Białoruś. Tam i klimat lepszy (szczególnie polityczny), i władze życzliwsze. Każda kropla serbskiej krwi, która zostałaby wylana, spadnie na Pańską głowę. Wierzę, że na swój sposób jest Pan patriotą.
Serbowie, słowiańscy bracia, witamy na powrót w Europie.
7 października
„Gazeta Wyborcza” nr 235, z 7 października 2000.
Panie Prezydencie, Pański sukces wyborczy w 1995 roku uważałem za wypadek na drodze do demokracji.
Styl walki wyborczej za niegodny.
Rodowód polityczny za dyskredytujący.
W ostatniej kampanii wyborczej pogląd ten publicznie został pokazany, potwierdzony i poszerzony.
Większość jednak Wyborców ma przeciwne zdanie, jest po Pańskiej stronie, za Pańskim stylem i utożsamia się z Pańskim rodowodem.
Na ten moment historyczny nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć Panu i Pańskim Wyborcom gratulacje.
Gdańsk, 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 238, 11 października 2000.
Panie Prezydencie, Pański sukces wyborczy w 1995 roku uważałem za wypadek na drodze do demokracji.
Styl walki wyborczej za niegodny.
Rodowód polityczny za dyskredytujący.
W ostatniej kampanii wyborczej pogląd ten publicznie został pokazany, potwierdzony i poszerzony.
Większość jednak Wyborców ma przeciwne zdanie, jest po Pańskiej stronie, za Pańskim stylem i utożsamia się z Pańskim rodowodem.
Na ten moment historyczny nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć Panu i Pańskim Wyborcom gratulacje.
Gdańsk, 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 238, 11 października 2000.